Masakra
Rano - już gdzieś w trasie zatrzymujemy się na śniadanio-obiad
Ful wypas
Kurczaki nam nie dziwne
Bierzemy po wróbelku
po żabce
no i jakże nie skosztować kota?
Pycha - może by było lepsze jak by był obrany dokładniej z sierści no ale - BIRMA
Jedziemy przez góry i naraz STOP
Droga się zawaliła - brak przejazdu
Nie ma problemu - tuż obok chatka-sklepik
Jest pifko
BAJA
Nas podróż nieco znużyła (dezynfekujemy się po kocie) także zostajemy w chatce.
Zonka zabiera aparat i idzie do pobliskiej wioski pofocić.
A my relaks
Wlazła do jakiejś chatki i Czesie robią jej zdjęcia
Dobrze się bawi (my zresztą też - na zapleczu Czesiowa gotowała mohingę - tradycyjną zupkę birmańską także jest nam dobrze)
Żona w akcji
Przyjechała kopara
Jest nadzieja!
Droga zrobiona JEDZIEMY
no i jesteśmy
Ngapali
Najbardziej turystyczna miejscowość w Birmie
Taki nasz Sopot
Znajdujemy jakiejś spanko
plażing, smażing
To zdecydowanie nie dla nas
Biorę motorek i jadę do wsi.
Znajdujemy tutaj rybaków którzy zabiorą nas na jakąś "bezludną" wysepkę
Reszta grupy dołancza
Zakupujemy od rybaków również za parę groszy mnóstwo owoców (płyniemy na cały dzień)
no i mnóstwo owoców morza wszelakiej maści - zrobimy sobie grilla
Bierzemy też napitek i idziemy na plażę do naszej łódki
na plaży Cześki suszą rybki wieczorem złowione
Płyniemy
BAJKA
No i jesteśmy
"BEZLUDNA" wyspa
Nasze Czesie-rybaki się przygotowały
Mieli nawet kufle
ful wypas
Płyniemy
znów jakaś "bezludna wysepka"
Ususzone rybki
Długo w Ngapali nie wytrzymujemy
Komercja
Dużo ludzi
Jedziemy na południe po drodze zatrzymujemy się na lunch w Gwa
Wszyscy siedzą w barze a ja z Kryśkiem biegniemy nad wodę
Podoba nam się wiele bardziej niż w Ngapali
Znajdujemy jakiś mały hotelik nad samą wodą - jest i wioska rybacka
Decyzja natychmiastowa
Zostajemy
nasza norka
i widoczek z niej
Naszemu Czesiowi-szoferowi urodził się dzidziuś i postanawiamy go zwolnić (mimo iz miał być z nami jeszcze cztery dzionki.
Czesio się cieszy i tego samego popołudnia wyrusza do domciu
Zostajemy sami
Bajkowo
idziemy do pobliskiego baru i do jego kuchni
jest dobrze
Po drodze kupiliśmy biletna autobus do Yangunu
Teraz wypada tylko świętować
Nawet jest ciemne pifko BAJKA
Żarełko - pycha
Poznajemy nowych Cześków
w okolicy jest i małe targowisko
Rano jemy śniadanie - oczywiście ryż
idziemy do wioski
W wiosce połowy (to zostawiamy na jutro)
dziś wypożyczamy motory i eksplorujemy interior zatoki bengalskiej
Po kwadransie jeżdżenia docieramy do końca drogi - wpadamy na genitalnego pomysła - płyniemy na druga stronę.
Krysiek został w hotelu na plaży - dziewczyny troszkę oponuję iż na drugą stronę to nie - ale tylko troszkę
wjeżdżamy na łódkę
Transport motoru - nie ma problema
Troszkę wąsko i buja
Widoczki przednie
no i jesteśmy
jedziemy
Pierwsza awaria, lecz Czesie natychmiast służą białasą pomocą
jedziemy dróżką zaraz obok plaży - takie widoczki mamy cały czas
jak mamy ochotę na kokosa
to go zrywamy :-)
Co kilkanaście kilometrów mijamy jakąś wioskę
nie zagląda tutaj dużo białasów więc robimy furorę
świnka morska
wpieprzamy mohingę bo tylko ona tutaj jest - pycha
na dachach chatek Czesie suszą rybki
rybka kolczatka - fajna wydmuszka na choinkę
nie wiem dlaczego ale skóra rybki wywrócona jest na lewą stronę - kolce są w środku
następna świnka morska
Wytwórnia liścio-dachówek
Czesie zapraszają nas na obiad
Stwierdzają iż białasy nie przełkną iście piekielnego dania jakim oni się posilają
jakże się mylą
pora wracać
Znów udana wycieczka
Następny dzionek lajcik
idziemy do wioski na połów rybek
Połów wygląda następująco
Rano Czesie wypływają do 5 kilometrów w morze wyciągając sieci.
Następnie cała wioska przez cały dzionek ciągnie końce tych sieci - ściągając rybki znajdujące się w środku
Ciężka, żmudna robota
Sieć można pociągnąć tylko o parę centymetrów także wszystko to wymaga czasu
Jak sieć zbliża się do końca wszyscy z wioski wychodzą.
Wszyscy wpadają w euforię - co dziś złowiliśmy?
Mnóstwo śmieci ale pomiędzy są i perełki - jest i mały rekinek
Połów zanosimy do wioski - gdzie jest uważnie sortowany
Maleństwa do suszenia - większe na targ
Czesie za cały dzionek pracy chcą mi sprezentować kilka rybek, ale widząc warunki w jakich żyją decydujemy się zapłacić sowicie
Oprawiam to na miejscu, niestety nie mam swego noża więc Czesio pożycza mi swoją maczetę
Pierwszy raz operuję przy rybkach maczetą
W wiosce szukam przypraw - niestety nie można się z nimi nijak dogadać.
Znajduję jedynie sól (u nas pewnie używana jako drogowa - strasznie zanieczyszczona)
Po połowach należy się
Jedni polewają
Drudzy przygotowują
Bajka
Grill na drzewie palmowym
W takiej atmosferze mijają trzy dzionki w GWA
Jesteśmy znów w Rangunie
Spacerek
oryginalne rusztowanie
Postanawiamy się zgubić (a zarazem lepiej poznać) Rangun
Idziemy na stację i czekamy na jakiś pociąg
Dookoła byłej birmańskiej stolicy kursuje inia kolejowa - Yangon Circle Line
Podróż jest bardzo, bardzo powolna.
Przejeżdżamy przez centrum z okien pociągu oprócz ogromnego wysypiska śmieci widać wille w dzielnicy najzamożniejszych mieszkańców
Podróż pociągiem dookoła Rangunu trwa około 3 godzin my wysiadamy na stacji Danyingon - fajny bazar kolejowy.
Gubienia się ciąg dalszy - wsiadamy do pierwszego przejeżdżającego autobusu
Tłoczno, gorąco - wysiadamy gdzieś aby się napić
Następna myśl inżynierów birmańskich
wsiadamy do kolejnego autobusu
Po kilku kilometrach dojeżdżamy do rzeki Irawadi
Widzimy łódki jakże by nie skorzystać
Wysiadamy
Trzeba cosik wciągnąć
Fajna sprawa - na patyczkach wszelakie mięsko, podroby.... bieże się patyczek i zanurza w gorącym rosole - troszeczkę i gotowe
Po uczcie Czesio liczy patyczki i mówi ile masz zapłacić
Homary - grosze tutaj kosztują
ogromnie pożywne zupki
Larwy termita - korpus zakończony czerwoną główką z licznymi żuwaczkami.
Podczas jedzenia, główkę larwy należy urwać lub wypluć po przeżuciu.
Szczęki termitów mogą ugryźć, dlatego trzeba byś szybszym niż one
I tak kończymy nasza przygodę z Mjanmą
Lecimy do Tajlandii