Następnego dnia jedziemy na wschód Birmy
Po drodze zatrzymujemy się przy ciekawszych, okazalszych świątyniach
Wielkość posągów Buddy powala...
Wstaliśmy wcześnie więc czas na śniadanio-obiad
Żarełko przednie...
Taniocha
Zamawiamy wszystko z pierwszej karty, oczywiście nie wiedząc co Z Czesiami zero kontaktu w englisz
Jedna potrawo zupełnie nie przypada nam wszystkim do gustu (ta poniżej wyglądająca jak makaron)
jak się później (kilka piw) okazuje są to oskubane nogi kacze.
może to i by było dobre jak by było podane na ciepło, ale w formie zimnej sałatki nawet mnóstwo chili nie pomaga by zjeść to do końca...
Dojeżdżamy do celu
Kyaikhtiyo
Tutaj wsiadamy na ciężarówki które wywożą nas na góę
Czesie oczywiście ku naszej uciesze ścigają się na zakrętach
Jest wesoło...
Dalszą drogę można przejść lub dać się ponieść na lektykach
No i jest
Kyaiktiyo
Jedno z najświętszych miejsc Birmańczyków.
Znajduje się tutaj świątynia, do której przynajmniej raz w życiu każdy mieszkaniec kraju chce odbyć pielgrzymkę.
Kyaiktiyo Paya - Golden Rock, to pagoda wybudowana na ogromnym granitowym kamieniu.
Głaz ten ułożony jest na skale na wysokości 1100 m n.p.m. (na Górze Kyaiktiyo), tak że wydaje się przeczyć zasadom grawitacji.
Według legendy kamień ten utrzymuje się w takiej pozycji tylko dzięki temu, że znajduje się pod nim idealnie ułożony włos Buddy.
Jedynie mężczyźni mogą dotykać Złoty Kamień, kobiety mogą tylko patrzeć i zazdrościć.
Dookoła pełno fast foodów
no nie można tym się zbytnio najeść ale zaspokajamy pierwsze potrzeby
jedziemy z powrotem
wracamy już po zmroku no i idziemy cosik wciągnąć
Następnego dnia jedziemy w kierunku północnym
także dużo w trasie
jedziemy i popijamy sobie podziwiając widoczki
Służby drogowe i ich ręczne robótki
Po co maszyny? jak są Czesie, mnóstwo Czesi
Układanie podsypki pod asfalt
stajemy gdzieś na popas
no i zdjęcie do albumu
służb drogowych i ich robótek ciąg dalszy
tutaj już profesja
lanie asfaltu
jesteśmy
Kalaw
Znajdujemy nocleg
Chcemy załapać się na jakiś treking po okolicznych wioskach, nasz hotel proponuje takowy, negocjujemy ceny i wstępnie się godzimy.
Idziemy na miasto cosik zjeść.
Na mieście ceny nawet bez negocjacji są o wiele wiele niższe za 1/4 kwoty hotelowej wykupujemy trzydniowy trek aż do jeziora Inle
Przepakowujemy się i idziemy
Wyprawę zaczynamy od zabytkowej stacyjki
wchodzimy na szlak
może nie tak ciężko ale "cieplutko" i to bardzo
temperatura powyżej 40 stopni...
Mijamy szereg okolicznych wiosek przypatrując się codziennym życiu Czesi
Mam dużo batonów do rozdania także dzieci idą do nas jak w dym...
Co jakiś czas mijamy pagodę
mijamy pola uprawne chili
mnóstwo chili
nie tylko Czesie dziwią się na widok białasów
Jest właśnie pora żniw
Tutaj Czesie suszą zbiory
Wieczorem docieramy do wioski w której zanocujemy
Będziemy spać u miłych Czesi zaraz pod ołtarzykiem Buddy
Czesie przygotowują dla nas kolację
W wiosce oczywiście brak prądu co nam nie przeszkadza w imprezowaniu...
Rano, bardzo wcześnie rano (4.00) budzę się czując poszturchiwania Czesia-Gospodarza.
Czesio próbuje poprzez moje posłanie dopchać się do ołtarzyka i wymienić w nim miseczki z wodą, gotowanym ryżem i innymi produktami spożywczymi przeznaczonymi dla duchów tego domu.
Rano wciągamy coś na szybko
Zimno jak diabli - około 10 stopni (porównując 45 stopni w południe - masakra), bieżemy prysznic prosto ze studni i idziemy dalej.
Szybko klimacik się ociepla
Czesie poją i kapią krówki - zażywamy i my kąpieli
W jakiejś wsi robimy zakupy
Przeżyjemy
Zmęczenie daje się we znaki wszystkim...
Docieramy do miejsca dzisiejszego noclegu
Dziś nocujemy w klasztorze
Bajka
W klasztorze młodzi adepci mnichów wykonują wszelakie prace
Podglądamy, patrzymy, odpoczywamy...
Nasze spanko
Bezpośrednio w klasztorze.
Otoczeni jesteśmy tylko szmatkami powieszonymi na sznurku
W klasztorze trwa codzienne życie
Jedni sprzątają, drudzy przygotowują posiłek.
Późno wieczorem otaczają nas śpiewy mnichów.
Wraz z śpiewami otoczyły mnie jakieś bdźiągwy birmańskie (pchły, pluskwy i inne takowe)
Całego mnie w nocy pogryzły
Bajka
Rano po śniadanku przygotowanym przez małych mnichów idziemy dalej
Schodzimy już z gór i kierujemy się nad jeziorko
No i batony się wreszcie skończyły, zostały tylko balony
Małe Czesie też są zadowolone
Im bliżej jeziora tym więcej wiosek
Żyzna ziemia pozwala na uprawę ryżu a to pociąga za sobą ludzi
Jak widać jeziorko obfituję w przywne zwierzątka
Ostatnie przejścia przez birmańską dżunglę
To nie bruk, aczkolwiek wygląda bajkowo
To spękana glina
Dawno nie padało
Sa i inne zwierzątka
Przechodzimy przez dżunglę bambusową
Wchodzimy do dżungli bananowej
Tutaj mnóstwo niebezpiecznych grzechotników bananowych ponoć żyje
Niestety (albo stety) nie mam takowego na obrazku
Z dżungli trafiamy na pola ryżowe
W birmie podstawowym składnikiem każdego dania jest ryż, roczne spożycie ryżu wynosi około 200 kg na głowę - od rana do wieczora - RYŻ
nie łatwo przejść te pola
co chwilę zapadamy się po pas w błotku
BAJKA
Wreszcie docieramy do drogi i do wsi z której popłyniemy na jeziorko
Znajdujemy jakąś knajpkę
Piwko
Należy się
Zrobiliśmy ponad 70 kilometrów w trzy dni i upale przekraczającym 40 stopni
Uffff...
Wciągamy też co nico
a i jest też deser
Papai tutaj dostatek
Płyniemy kanałami do jeziora
dookoła toczy się normalne rolnicze życie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz