Przebijany się przez granicę
Na granicy STOP
3 godzinki na załatwienie formalności
Wizy
Nowe paszporty
Nasze paszporty zostały zatrzymane na granicy
Musimy dać swoje 2 zdjęcia
Robią nam dodatkowe zdjęcie
I jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami nowego paszportu
Niestety przy opuszczeniu kraju - musimy go oddać i dostajemy swój
A co jeżeli opuszczamy w innym miejscu???
Opuszczanie Birmy - w tym samym miejscu co wejście
Czekając na granicy odpoczywamy po trudach dnia poprzedniego
Obserwujemy mijających ludzi
I robimy zakupy na strefie bezcłowej
Pojazdy są różne
Może źle kojarzący się znaczek lecz tutaj zupełnie odmiennie się go tłumaczy
Tutejszy transport powala
Mnich zbierający datki do swojego garnuszka
CZEKANIE
Nie wiemy czy na granicy Wolno
Więc konsumpcja produktów z strefy bezcłowej odbywa się w niezbyt wyrafinowany sposób
Po 3 godzinkach już nam to zwisa
Jemy jawnie
Co niektórzy nie nadążają
Wymieniamy "miśki"
Niepotrzebnie - można płacić w dolarami lub tajskimi batami
Ten plik to wymienione 10 dolarów
O 14 meldujemy się w hostelu
Zapoznanie się z regulaminem i prysznic
Idziemy na miasto coś zjeść
Tak naprawdę to przed ugryzieniem nie wiesz co jesz
Jak z czekoladkami
Nigdy nie wiesz na co trafisz
Ale trzeba przyznać we wszystkich miejscach w których byliśmy były pyszne, PYSZNE kawy
Zaparzane w wiadrze
Wiadro z kawą (kawa w płóciennej szmatce) włożone w wiadro z węglem drzewnym
Podają to w różnych naczyniach ze skondensowanym mleczkiem kokosowym
Pycha
Ustalamy plan na dziś
Jest plan
Mały rekonesans Tuk-tukami po świątyniach
No i wieś Pandaunga i Akha
Idziemy przez targowisko
Stoisko z pieprzem żuwnym - znaczy się z Betelem
Ale widząc ząbki żujących nie korzystamy
Jedziemy
Birmę zobaczyć czas
Na pierwszy rzut:
No i lanie wody
i modlitwa
W tej stupie znajdują się relikwie (włosy) buddy
Ilość złota w tak biednym kraju powala
Kolosy
Chwila zadumy
Jedziemy dalej
Czasem jest ciężko
Mijamy ekskluzywny klub golfowy
Tutaj bawi się birmańska junta
Dojechaliśmy do wsi Padunga i Akha
Kobiety z plemienia Padunga obniżają sobie barki - co daje złudzenie długiej szyi
Ale to już było
Nie będę się wymądrzał
Oglądamy codzienne życie wioski
Koleżanka Martyny W.
W wiosce są i ojcowie
Kobieta Padunga ze zdjętymi obręczami
Nie wygląda już tak dobrze
Bitwa na miotły
Pokój dzienny
Za domem
Prysznic...
Plemię Akha
Świat jest piękny.
Wracamy z wioski długich szyi
Po drodze odwiedzamy jeszcze świątynię
Wracamy do "naszego" miasteczka
idziemy na targ coś zjeść, kupić owoce, piwko...
liczi
kasztany
Przepyszna icecafe - prosta z wiadra z kondensowanym mleczkiem kokosowym
no i żeby nie było
Coś EXTREME
Grill po birmańsku
Pychota
idziemy powoli do hostelu obserwując wieczorne życie
Dzieci uczą się pilnie ze swej czytanki...
Wprost na ulicy
Widok z naszego hostelu
Wieczorem "mała" imprezka
Zakąska
Rano
Szybko rano wyprawa na targ
Wcześnie raniutko pobudka
Wymarsz na birmański targ
Przed targiem różnorakie zakłady rzemieślnicze
Wprost na ulicy
Krawiec:
Fryzjer:
Złotnik
Tutaj robi bransoletkę w srebrze:
Targowisko:
Dział rybny (i nie tylko):
Dział drobiowy:
Pieczywo:
Warzywa i owoce:
Restauracyjka:
Restauracyjka z zakładem krawieckim:
Rozmaitości:
?
To nie miód
To mają dla tych białych larw - pyszne
Bez komentarza
Parę miesięcy obklejone w glinie - pychotka
No i to co wojownicy lubią najbardziej:
Salon gier:
Mój pra pra przodek?
Czas opuścić Birmę.
Szkoda
Na pewno warto tutaj wrócić - pobyć dłużej "zbadać dogłębniej"
No ale nas goni czas
Szkoda
Udajemy się na granicę
Przebijamy się do Tajlandii
Nasza grupka
Uśmiechamy się ale każdego suszy - po wczorajszym
Ale nic to Baśka
Wojenka to męska rzecz
Idziemy
Pakujemy się do pikapa i w drogę
Dobrze iż mijaliśmy birmańską duty free
Zakupy poczyniliśmy zacnie szlacheckie
Troszkę mniej szlacheckie maniery
Ale co tam
Kraj trzeciego świata
No i już jest dobrze
Nie ma upału
nie ma kurzu
Nie ma tłoku
A przy okazji jesteśmy na ten dzień zaszczepieni przeciw wszelakim infekcją
Czy wytrzymamy?
Po "jakimś" czasie dojeżdżamy do rzeczki
Mekong tutaj na nią mówią
Jesteśmy w złotym trójkącie
Tajlandia-Birma-Laos
Oczywiście wszędzie górują ogromne posągi Buddy
Mały rejs po Mekongu?
Czemu nie!
Wypad do Laosu
Jak najbardziej
Wsiadamy na łódeczkę
Podziwiamy brzeg
Dopływamy do Laosu
Przypłynęli "amerykanie" morze dadzą parę dolarów?
Załatwiamy wizę na wejście do Laosu - 20$
Wchodzimy
Bazar!!!!
A na Bazarku - pyszności
Bimberek z KOBRY
No i co nie spróbowalibyście?
Jednym zdecydowanie bimberek nie wchodzi
super, zostaje więcej dla innych
Ano nic Baśka...
Zakupujemy trzy butelki "pyszności"
W środku kobra trzymająca w mordce skorpiona
Jak ja to przewiozę?
Nie wiem
Wszyscy zapewniają mnie o regularnej dostawie paczek do więzienia i t.p.
Trudno, martwić będziemy się na lotnisku. Jest ryzyko - jest zabawa.
Idziemy dalej.
Cuda
Przepięknie rzeźbione fajki z rogu bawołu (do palenia opium)
Którą wybrać?
"Wszystkiego" należy popróbować
Przepiękne ręczne tkane kilimy przetykane srebrem i złotymi nićmi
Jest w czym wybierać
W drodze powrotnej chwalimy się "zdobyczami"
Ewa i wąż?
Święty Jerzy i Smok?
Zmęczeni wsiadamy do samochodu i jedziemy do Chang Rai
Troszkę tłoczno?
Wieczorem docieramy do hostelu
Relaks
Wieczorkiem krótki wypad na miasto
Bez ekscesów
Rano, wcześnie rano lecimy przez Bangkok na południe Tajlandii
KRABI
5 rano pakujemy się z hostelu do (i na ) samochody które wiozą nas na lotnisko
Czekamy grzecznie odsypiając co nie co
ładujemy się do samolociku
i frrrrr
Po godzince z hakiem jesteśmy w Bangkoku
Mamy trochę czasu więc idziemy coś zjeść na miasto
Po chwili genialny plan
Jedziemy metrem
Tam nas jeszcze nie było
Metro?
Peron osłonięty drzwi otwierają się po przyjeździe pociągu
Fajne
Metro wyjeżdża na powierzchnię
żarełko
Wiszący peron
Jeszcze po kawce i do samolotu
Wylądowaliśmy
Wszyscy uśmiechnięci
Krabi
Jedziemy busikiem na plażę
Jesteśmy na plażach morza Andamańskiego
Tylko gdzie ta woda?????????
Po dojechaniu busikiem na plaże morza Andamańskiego idziemy do łódki, która ma z nami dopłynąć do RAJU
Nikt nie powiedział iż jest odpływ i do łódki trzeba dreptać...
i dreptać...
"troszkę" daleko
Masakra
Byśmy wiedzieli która to łódka to porozbieralibyśmy się.
A tak - pieniążki, dokumenty do ząbków i dreptamy
Dochodzimy...
Nareszcie...
Płyniemy do "Railay Beach" podziwiając przepiękne widoczki
Dopłynęliśmy -RAJ?
Brak tutaj transportu lądowego - wszystko drogą morską
BAJKA
Dookoła same knajpy...
Rastafarianie...
Reggae...
Nad wszystkim unosi się nieśmiertelny głos Bob'a Marley'a
RAJ
Idziemy znaleźć spanko
MAMY domek
Tuż na skraju dżungli
Super
Trzeba uważać na małpki, ale chyba wytrzymamy
Prysznic i idziemy jednać się z Rastamanami
Idziemy na jakieś żarełko
Do wyboru, do koloru.
Smażona barakuda?
Pieczony rekin?
Krab z rusztu?
Trudno się zdecydować
Eeeee tam jedzonko, idziemy się napić i posłuchać Reggae
Zaczynamy oczywiście od rumu z colą, następnie po kolei drinki z karty
Dziewczyny chcą się zresetować
Zamawiamy pierwsze wiadereczko
"Czesiek" naprawdę się cieszy iż wiadereczka schodzą jak ciepłe bułeczki
Dobre trunki
To i trza zapalić
Dookoła wszyscy podrygują gorące rytmy
"Cześki" powyciągali jakieś zielone listki
Jest fajnie
"Czeski" zapalają pochodnie
Na początku stoją na jakimś podwyższeniu
Potem wchodzą do tłumu roztańczonych ludzi - podrzucając wesoło pochodnie.
Jest FAJNIE
GORĄCO
Przy żonglowaniu parę razy pochodnia zostaje wysoko na palmie
Na początku "Cześki" szybko się wdrapują po nią.
Tłum wesoło tańczy pod palmą
Później "Cześkom" nudzi się wchodzenie i czekają aż listki z palmy spłoną i pochodnia spada sama
Luzik
Gorąco
Fajnie
(Wojtek dzięki za zdjęcia)
"Troszkę" po północy kierujemy się w stronę naszych domków
Droga wydaję się bardzooo dłuuuuuga
Dżungla drze się niemiłosiernie - hałas nie do zniesienia.
To był "męczący" dzień.
Jutro wstajemy wcześnie - w planach całodzienny rejsik po zatoczkach, wysepkach i plażach morza Andamańskiego.
U lokalnego transwestyty (mnóstwo takich osób widzi się w Tajlandii - w sklepach, targach itp...) wynajmujemy łódkę i w drogę
Widoki nie z tej ziemi
Bosko
Raj
Jak fajna plaża - zażywamy kąpieli (a która plaża nie była fajna?)
Dopływamy do plaży na posiłek
małpki się zaraz dowiedziały i przyszły do nas się częstować
Po obiadku sjesta (w naszej "wycieczce" niecodzienna chwila)
Ja w owym czasie studiowałem okolicę
żeby nie było
Po krótkim odpoczynku czas w dalszą drogę
i mnie dopadł w swe ramiona Morfeusz
i znów rajska plażyczka
można i tak - nieklimatycznie
Jaskinia płodności
która dotknie tego dużego w najbliższym czasie będzia miała syna
która usiądzie na mniejszym...
BAJKA
Wracamy
Wszechobecne małpy
Wieczorem idziemy coś zjeść i...
Tego wieczora pomagamy chłopakom
Cześki nie nadążają
BAJKA
Skoro świt wstajemy
Czas opuścić rajskie plażyczki
Pakujemy się do łódki
już przygotowani i odpływy i przypływy
Dopływamy do busa który zawozi nas w miejsce z którego można wypłynąć kajakiem
W bysie dziwnie suszy - pewnie z klimy
ale dajemy radę
Wsiadamy w kajaki i płyniemy oglądać z bliska lasy namorzynowe oraz przybrzeżne jaskinie i groty
Zapowiada się piękny dzień
Wypływamy
kierujemy się w stronę lasów namorzynowych, będą nam towarzyszyć do końca spływu
Po drodze zwiedzamy (wpływamy do paru grot - szkoda iż nie zabraliśmy latarki)
Do jednej jaskini wchodzimy i zwiedzamy ją gruntownie ponoć w niej mieszka stary duch (Big-headed Ghost)
Aparat pamięta jeszcze spływ tratwami + panująca wilgoć = moje zdjęcia
Sorki
Rysunki naskalne naszych pra-dziadów
Gniazdo jaskółcze - rarytas w kuchni azjatyckiej - niestety nie próbowaliśmy
Duch jaskini?
Nasz pradziad - rysownik?
Płyniemy w dalszą drogę
Wpływamy do następnej jaskini
Wypływając na drugą stronę doznajemy szoku
Widoczek niczym z filmu "park jurajski"
Dolina - wąwóz zalany wodą. Nie można się do niego dostać lądem - tylko wodą
A i tak pewnie tylko wtedy gdy jest odpływ (woda podnosi się zalewając korytarz w jaskini)
w dolince całkiem inna przyroda
Wszystko 3 razy większe niż na zewnątrz
Olbrzymie rośliny przytłaczają
BAJKA
Wypływając obok naszego kajaku natykamy węża mangrowego
Niezwykle jadowite zwierzątko
Wszyscy cieszą się niezmiernie iż mają wreszcie jakieś zwierzątko do focenia
Dobrze iż gadowi nie chciało się pływać
Po sesji zdjęciowej wszyscy trzymamy się (przynajmniej się staramy trzymać) środka wody - nie podpływając do drzew
Po kajakach jedziemy się odświeżyć (prysznic)
Po toalecie jedziemy na lotnisko
Wieczorem wylot do Malezji
Kuala Lumpur
Lotnisko - jak lotnisko
Strefa bezcłowa...
Jako iż plany znów do jungli - trzeba się zaszczepić
Tego lotu za szczegółowo nie pamiętam
Około 22.00 wychodzimy z samolotu (ponoć)
Wsiadamy do taksówek
Małe nieporozumienie?
Za dużo szczepionki?
W każdym razie taksiarze mylą dworce autobusowe i spóźniamy się na autobus i musimy przeczekać do rana na dworcu
Super wygodne ławeczki
.
12 dzień naszej podróży
Bardzo wcześnie - 6 rano jedziemy kolejkami napowietrznymi na właściwy dworzec
Mamy autobus
Hura
Zasypiamy momentalnie
O 11 w południe mamy być w okolicach Taman Negara
Godzina 11 w południe
Dojechaliśmy
Pakujemy się do rozwalających się taksówek i jedziemy w pobliże najstarszej jungli na świecie
Po drodze "Czesiek" parę razy dopompowuje koła, ale to nic jedziemy dalej.
Żeby nie było
Oczywiście gubimy się.
Jedni jada do innego hostelu - inni do drugiego
Po półtorej godzinie szczęśliwie się odnajdujemy
Dojeżdżamy do hostelu nad rzeką Sungai Tembeling
Po drugiej stronie najstarsza na świecie dżungla (starsza od amazońskiej)
Widoki - BAJKA
instalujemy się w domkach hostelowych
Ful wypas
mały rekonesans
wokół przytłaczająca inwazja różnobarwnej roślinności
od razu widać inny klimat
jesteśmy w strefie podzwrotnikowej
aby nie tracić czasy wybieramy się na mały przedsmak tego co nas czeka w jutrzejszym dniu
Dziś będziemy pływać
jutro "troszkę" podreptamy
wypływamy typową łodzią malezyjską na małą wycieczkę po rzece
dookoła nas dżungla
Dużo bardziej inna od tej tajlandzkiej
Troszkę nas przeraża - ale i ogromnie kusi
napotkani indianie malują mi barwy wojenne
Wieczorkiem wybieramy się na piwo
W Malezji zakup piwa graniczy z cudem (przynajmniej w pobliżu Kuala Tahan)
Piwa nie znajdujemy a wierzcie szukaliśmy długo (jeżdżąc stopem po dżungli - ale to już inna długa historia)
idziemy na kawę (przepyszna) i lody
LODY w Malezji - polecam
Najpierw obrazki
Wygląda fajnie
NIE
Już tłumaczę
"Cześkowa" rozdrabnia maszynką bloki lodu
Wsypuje to do pucharków
na lód nakłada konserwowej kukurydzy, groszku, odrobinę pomidora
dodaje "gluty" zielone i czerwone (z rybiej wątroby - bardzo mdłe w smaku)
Całość polewa syropem do wyboru i posypuje orzeszkami z nerkowca i ziemnymi
Je to się wysuszonymi płatkami bardzo solonej ryby (coś ala chipsy - nawet niezłe)
"PYCHOTA"
idziemy spać
Raniutko czeka nas marsz przez malezyjska dżungle
Wstajemy skoro świt
Nad dżunglą wiszą mgły
Przepływamy na drugą stronę Sungai Tembeling i jesteśmy w przedsionku nowej przygody
Temperatura powyzej 30 stopni (jest wcześnie rano), wilgotność prawie 100%
Będzie niezła zabawa
W parku należy się zarejestrować, opłacić wejście.
Dostajemy przewodników i dziarskim krokiem ruszamy w malezyjski piecyk
Przy wejściu do parku:
Tras jest kilka
My wybieramy pierwszą z góry
To na dobry początek
Dżungla całkiem inna od tajlandzkiej.
O takich lasach czytałem książki i z takim czymś zawsze kojarzyła mi się dżungla
PIĘKNIE
Początek trasy jest jeszcze jako taki - przygotowany
Ścieżki, kładki z drzew itp.
Im dalej tum droga trudniejsza no ale o to w tym wszystkim chodzi
To odmiana jakieś wiji
Bardzo jadowita
Wdzięczny obiekt do focenia tylko trochę wysoko
Czasem lubi spadać na upatrzoną ofiarę w dole
No i zaczęło się
PIJAWKI
niby to takie małe g...
ale jak się napije...
Pijawki towarzyszą nam przez całą trasę
Praktycznie nie można usiąść, ba jak się stoi to cały czas trzeba się ruszać.
Pijawki czują nas zapach i dosłownie w podskokach z uśmiecham na pyszczkach wbijają się w nasze nogi
Przechodzą i przez dziurki od sznurówek. przysysają się do ciała - gryząc wpuszczają ze swoją śliną cóś co zmniejsza krzepliwość krwi i znieczyla ranę
Praktycznie się ich nie czuje, dopiero jak się mokro robi od krwi, albo towarzysz podróży zauważył iż zostawiasz czerwoną posokę Wtedy reagujesz
Po oderwaniu pijawki krwawienie utrzymuje się jeszcze przez jakiś czas
SUPER
idąc mijamy wioskę (niestety opuszczoną) malezyjskich aborygenów
Szkoda po cichu miałem nadzieję postrzelać z dmuchawki słynnego ludu Orang Asli, zwanych "Synami Ziemi"
Lud ten jest jedynym, którym malezyjski rząd przyznał prawo mieszkania i polowania w Taman Negara
Przewodnik mówi iż to wędrowny lud i właśnie opuścili tę wioskę
SZKODA
W Taman Nagara rośnie jedno z najwyższych drzew na świecie - Tualang
potocznie zwanym drzewem miodowym gdyz w jego koronach upodobały się pszczoły robić plastry miodu
Drzewo to jest jedynym ratunkiem i ucieczką przed rozwścieczonym atakującym słoniem (których w rezerwacie troszkę jest)
W razie ataku należy stanąć pod jego pniem - słoń może (wcale nie musi) odpuści widząc ogrom bryły przed sobą
Drzewa te dochodzą do 80 metrów wysokości i są pod ścisłą ochroną
idziemy dalej
wokół pełno kwiatów, grzybów
Grzybki teściowej (pewnie przesmaczne)
niezwykle nieprzyjemne i ogromne mrówki
Następny wdzięczny obiekt do focenia
Wygrzewał się na ścieżce, niestety przewodnik przegapił go a naszemu kolegowi udało się go cudem wyminąć.
Dobrze iż miał wysokie buty
idziemy dalej - już troszkę uważniej - patrzymy pod nogi
Nagle ścieżkę przecina jakiś dopływ rzeki Tembeling
Czeka nas przeprawa
nie zważając na pijawki, warany i inne dzyndzolstwa idziemy dalej
Pod wieczór z duszą na ramieniu (nie wzięliśmy latarek) dochodzimy kresy naszej przygody
Jesteśmy szczęśliwi, zmęczeni, odwodnieni
100% wilgotności dało nam się we znaki
Wszystko mamy mokre
Nawet z pasków (troków) plecaka wykręcamy pot
Ale daliśmy radę.
Wszyscy cieszymy się z tego faktu i marzymy o zimnym piwku
Łodzią płyniemy do naszego hostelu
Udajemy się na zasłużony "spoczynek"
Jutro w planach mamy aby tu jeszcze powrócić.
Trzeba zaliczyć podniebną trasę po dżungli
14 dzień podróży (nie licząc transferu do stolicy)
Wstajemy wcześnie, mamy mało czasu.
Wieczorem było "ciekawie"
Palilismy ognisko, Malezyjczycy powyciągali gitary, poschodzili się inni backpackerzy (z Australii, Ameryki, Szwecji...)
W każdym badź razie wieczór należał do jednego z dłuższych
Przedtem polało się z nieba
Lasy deszczowe to i "deszczyk"
Deszcz ustał równie szybko jak się pojawił
Spadły hektolitry wody
Dla nas znów atrakcja
No ale rano...
Biegniemy (kto morze) szybko na pobliski "ryneczek" aby coś ściamać
Śniadanko malezyjskie
Na liściu bananowca oczywiście nieodłączny ryż, dwie malutkie rybki które patrzą na nas przerażonymi oczkami (bardzo duże te oczy), jajeczko gotowane na bardzo twardo (bez wkładki)
Oczywiście wszystko polane bardzo, bardzo pikantnym sosem
Pycha
Naleśniki z świeżymi bananami
No i oczywiście przepyszna malezyjska kawa z mleczkiem kokosowym.
Do tego pierożki samosa z różnorakim nadzieniem
Rybnym, mięsnym, owocowym.
Niektóre tak pikantne że aż palce lizać...
Ach...
no ale dość dobrego
Biegniemy do jungli
Po dojściu (około 1 - 2 km) wchodzimy na platformę
Nudy, nic nas nie żre
Jest jeszcze szansa na jakiś atak - szympansa (ups. rymło mi się)
Chodzimy na mostkach (conopy walkway) zawieszonych kilkanaście - dziesiąt metrów nad ziemią
Mostki zawieszone są pomiędzy koronami drzew i się drepta prawie 2 km.
Fajnie ale myśleliśmy iż będzie więcej adrenaliny.
Mostki są bardzo bezpieczne (za bardzo?)
no i coraz wyżej
Kończymy "podniebną junglę"
Po drodze mijamy jakiegoś warana
Nuda
jakiś ponoć bardzo jadowity wąż.
Nuda
około 12 w południe wracamy samochodami na dworzec
przy dworcu jemy pyszny obiadek
O 14 pakujemy sie do autobusy
W Kuala Lumpur jesteśmy o 17
Jungla - miejska
Jakiż odmienny widoczek
Bagaże zostawiamy na dworcu
Pakujemy się do jakiejś "kolejko - metra"
i jedziemy eksplorować KL
Kuala Lumpur
W kolejkach, metrach, autobusach - przesadzają
Klima włączona na maksa
Dobrze mieć polarek ze sobą
Aczkolwiek dziwnie się wygląda
Na zewnątrz powyżej 40 stopni
W środeczku 18
Na pierwszy rzut udajemy się w stronę Petronas Twin Towers
Następna na liście wieża telewizyjna
Zbliża się wieczór
Wieża zmienia kolory
Bajkowo
W dali Petronas
Będąc w czasie naszej podróży w Azji trafilismy na NOWY ROK
Nowy rok trwa 3 dni (na cześć Buddy, którego odejście - nirwana tyleż trwała)
Podczas tego święta wszyscy polewają się wodą (coś ala nasz śmingus dyngus)
Zdjęć dużo nie mam, bowiem pamietający ekscesy na rzeczkach tajlandzkich chowałem aparacik.
Po wieży idziemy coś ściamać
Przepyszne rambutany
Zupki "troszkę" pikantne
Trza popić
Na ulicy ruch wstrzymany
Kolacja
Powitanie Nowego Roku
nie ma zmiłuj się
każdy musi być mokry
Metro-kolejką udajemy się na dworzec autobusowy po bagaże
O 3 rano mamy autobus na lotnisko
Z dworca nas wyrzucają
Zamykaja na noc
Udajemy się na zasłużoną, aczkolwiek króciutka drzemka do niezastąpionego Macdonalda
Po regeneracji sił w Macdonaldzie, kawce - jedziemy na lotnisko
Na lotnisku jesteśmu przed piatą
O 6.50 mamy lot do Siem Riep
Wykorzystujemy każdą chwilę na spanko
Szkoda bo jesteśmy w strefie duty free
Lecimy do Kambodży
Wschód słońca nad Malezją
Dolecieliśmy
Zbliża się wieczór
Wieża zmienia kolory
Bajkowo
W dali Petronas
Będąc w czasie naszej podróży w Azji trafilismy na NOWY ROK
Nowy rok trwa 3 dni (na cześć Buddy, którego odejście - nirwana tyleż trwała)
Podczas tego święta wszyscy polewają się wodą (coś ala nasz śmingus dyngus)
Zdjęć dużo nie mam, bowiem pamietający ekscesy na rzeczkach tajlandzkich chowałem aparacik.
Po wieży idziemy coś ściamać
Przepyszne rambutany
Zupki "troszkę" pikantne
Trza popić
Na ulicy ruch wstrzymany
Kolacja
Powitanie Nowego Roku
nie ma zmiłuj się
każdy musi być mokry
Metro-kolejką udajemy się na dworzec autobusowy po bagaże
O 3 rano mamy autobus na lotnisko
Z dworca nas wyrzucają
Zamykaja na noc
Udajemy się na zasłużoną, aczkolwiek króciutka drzemka do niezastąpionego Macdonalda
Po regeneracji sił w Macdonaldzie, kawce - jedziemy na lotnisko
Na lotnisku jesteśmu przed piatą
O 6.50 mamy lot do Siem Riep
Wykorzystujemy każdą chwilę na spanko
Szkoda bo jesteśmy w strefie duty free
Lecimy do Kambodży
Wschód słońca nad Malezją
Dolecieliśmy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz