Szybkie śniadanko
i jedziemy dalej
Opuszczamy Fez
Kierujemy się na południe
Po drodze mijamy "troszkę" miejscowych zwierzątek
Droga bardzo ciekawa, taką lubię, a i rodzinka się przyzwyczaja
W miasteczkach mijanych toczy się codzienne życie
Zbaczamy co nieco z naszej trasy aby odwiedzić pobliskie górnicze miasteczko
Wydobywa się tutaj minerały
Zarąbista sprawa. Kamień a w środku CUDA
Jedziemy w stronę pustyni.
Mijamy okoliczne miasteczka
Krajobraz zmienia się
Widzimy gliniane kasby
Fajnie
Na drodze ruchu brak
(to nie zachodnia strona Maroka)
BAJKA
Ni i nasze boćki
Pustynia a tu tunel
W środku tunelu zonk
Trza mieć szczęście - ruchu brak a w tunelu jakiś Czesio!
Muszę niestety wycofać się nasz misio jest niestety mniejszy
Krajobrazy bajkowe
Docieramy do dzisiejszej noclegowni
Oczywiście żonka "troszkę" spłoszona
Na kampingu stoi tylko nasz namiocik
Kamping posiada basen, na którym jest tysiące Czesi. Woda w basenie przypomina żurek z skwarkami, mam obawy by do niej wchodzić.
Wysyłamy dzieci.
Po powrocie mówią iż zimna jak diabli (basen znajduje się w niecce przez którą przepływa jakaś rzeczka - ściek)
Obserwujemy czy u naszych pociech będą jakieś zmiany skórne
Wita nas Czesio-Ahmed
Zarąbisty gość.
Przynosi nam pod namiot dywanik, raczy nas mnóstwem opowieści...
W oddali widać zniszczoną opuszczoną kasbę
Pytam Czesia czy można by ją zobaczyć
Odpowiada iż nie ma sprawy, ale żeby było bezpieczniej pójdzie z nami jego bracik - on na kampingu prowadzi sklep i nie ma zbytnio czasu.
Idziemy
Jesteśmy w ogromnej oazie
Trasa prowadzi wzdłuż kanału (kanał ten zasila nasz kempingowy basen)
Kanał nawadnia okoliczne poletka, gdzie Czesie uprawiają byle co...
Nasz Czesio-przewodnik ogromnie ciekawie opowiada o tutejszych uprawach
Jesteśmy u progów opuszczonego miasta
BAJKA
Chodzimy po uliczkach, dachach wymarłego lub raczej opuszczonego miasta
Co niektóre pomieszczenia można jeszcze poznać - jak meczety, kuchnie, chlewy...
miasto było na górze skąd rozlega się bajeczny widoczek
Jest troszkę wysoko
Idziemy do domu
wracamy
Czesio zaprosił nas do swego domku na kolację.
Zmierzcha, koniec ramadanu.
Można jeść.
Nie wypada mi robić w ich domku zdjęć więc nie zobaczucie jak nas Czesie ugościli
Tutaj idziemy już nowoczesną kasbą do domku Czesia
W domku Czekała na nas obfita, no i zarąbista kolacyjka - chyba najlepsze potrawy to jedliśmy właśnie tam...
Spędzamy mile czas dobrze po północy Czesio-Ahmed daje nam dyskretne znaki aby opuściliśmy mieszkanko. Nie żeby nas wyganiali. Ojciec Czesia chciał abyśmy jeszcze zostali, pokonwersowali o polityce...
Ahmed jednak chciał się ju z wyrwać z pieczy rodziców i zaprasza nas do swego sklepu...
W sklepiku przy marokańskich herbatkach i sziszach spędzamy mile czas do wczesnych godzin rannych.
Do Czesia-Ahmeda przychodzą koledzy. Mają rzekomo swój zespół i koncertują min po europie.
Może i tak.
Przyłączamy się i wśród muzyki marokańskiej oraz góralu czy ci nie żal bawimy się do rana
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz