Archiwum bloga
-
▼
2012
(12)
-
▼
grudnia
(10)
- cz.10 Uganda + Sudan Południowy
- cz.9 Uganda + Sudan Południowy
- cz.8 Uganda + Sudan Południowy
- cz.7 Uganda + Sudan Południowy
- cz.6 Uganda + Sudan Południowy
- cz.5 Uganda + Sudan Południowy
- cz.4 Uganda + Sudan Południowy
- cz.3 Uganda + Sudan Południowy
- cz.2 Uganda + Sudan Południowy
- cz.1 Uganda + Sudan Południowy
-
▼
grudnia
(10)
-
►
2011
(4)
- ► października (4)
sobota, 29 grudnia 2012
cz.10 Uganda + Sudan Południowy
Jesteśmy w Gulu
Na północy Ugandy zatrzęsienie jaszczurek
Agamy są wszędzie
dosłownie prawie depczemy po nich
Ostatni rekonesans po mieście.
Idziemy kupić bilety do Kampali
Kupujemy bilety.
Odjazd mamy jutro o 7.30
Na odprawę mamy stawić się o godzinie 6.00.
Znów zapominamy iż to Afryka
Rano jesteśmy w autobusie przed szóstą
Dookoła rozgardiasz, kierowca wraz z naganiaczami ponagla nas do wsiadania gdyż zaraz odjeżdżamy
Robię jeden z większych błędów w czasie mojej wyprawy.
Jako iż nie uśmiecha mi się jazda z Wielgachnymi-Czesiowymi, wśród drobiu, kóz i innych najpotrzebniejszych artykułów Wśród ciągłego przeciskania i narażania na szwank naszych bagaży (a mamy już pokaźne "pakuneczki")
Wymyślam iż będę siedział na samym przodzie pojazdy (nawet kierowca wysunięty jest do tyłu) siedzenie jest praktycznie przyklejone do przedniej szybu.
Johny tuż za mną. Będziemy mieli wspaniałe zdjęcia mówię mu.
Afryka.
Wśród ciągłego ponaglania naganiaczy iż autobus już odjeżdża (kilkadziesiąt razy ruszył parę metrów).
Po zatankowaniu paliwa,
Wyruszyliśmy około godziny 12 w południe.
Masakra.
Cały czas w cieplutkim autobusie pozostawionym w uroczym afrykańskim słoneczku.
Bosko
Przed wyjazdem w trasę zaobserwowałem iż kierowca i jego pomocnicy wyciągają z kieszeni różance.
Kierowca wiesza swój różaniec na szyję, pomocnicy przewracają paciorki w rączkach.
Do mojej główki dochodzi sygnał iż będzie bardzo atrakcyjnie...
Do tej pory nie zaprzątałem sobie głowy wyglądem naszych Cześków-szoferów i ich pomocników.
Interesowały nas tylko osoby siedzące po sąsiedzku (wraz z ich inwentarzem), oraz nasze bagaże (aby nie zostały za mocną zdewastowane).
Jak już wcześniej pisałem podróżowanie po "autostradach" Ugandy (nie wspominając o Sudanie) niesie ze sobą wiele "atrakcji" nie tylko dla podróżujących ale i dla samych przewożników.
Nigdy nie wiesz czy z naprzeciwka napotkasz pędzącą gigantyczną cysternę z pijanym Czesiem-szoferem (taką przewrócona widzieliśmy na naszej trasie - paliwo rozlewało się na dziesiątki kilometrów - niestety nie wolno było robić zdjęć).
W ogóle w miejscach publicznych (na drodze, mostach) zdjęć nie wolno robić, wszystko strzelaliśmy z ukrycia.
Można napotkać również "partyzantów" takie bandy skutecznie zniechęcają do podróżowania - na szczęście ta przygoda nas ominęła.
Nasz Czesio-szofer miał pod swą czarną rączką (widoczna na zdjęciu, biała, po prawej stronie Czesia) klawiaturę z ośmioma monstrualnymi dźwiękami. Naciskając guziczki wydobywał takie dźwięki iż do końca podróży nie mogliśmy się do nich przyzwyczaić.
Nie tylko my.
Po drodze co kilkaset metrów napotykamy pieszych niosących tobołki i idących środkiem drogi. Po zaakcentowaniu swojej obecności (czyt. zagraniu odpowiedniego tonu przez Czesia-szofera) delikwenci widowiskowymi skokami (niekiedy na głowę) ratowali się ucieczką do pobliskiego buszu.
Podejrzewam iż spotkanie piechurów z naszym "wściekłym" autobusikiem trwale odbiło im się na ich czarnej psychice
Na naszej zresztą też.
Także podróżując w "wściekłym" autobusie czułem się jakby przez kilkanaście godzin ktoś posadził mnie na górską kolejkę.
Autobus zjeżdżając z drogi (unikając zderzenia z pojazdami z przeciwka) wjeżdżając do rowów czasami przechylał się tak iż moje nogi były zaparte na bocznej szybie (dykcie)
Naprawdę piorunujące wrażenie wywarła na mnie ta jazda (prawdopodobnie najgorsza rzecz jaka nam się przytrafiła w całej podróży) (oczywiście nie wspominając o lotach samolotem - nie cierpię latać).
Tutaj szczególnie nie wolno robić zdjęć
Karuma Falls
Dojeżdżamy do stolicy - Kampala
To już w porównaniu z Sudanem wygląda jak Wiedeń
Bajka
Jesteśmy w domu
Wsiadamy na boda-boda i szukamy hoteliku
Jakże Kampala wydaje się teraz cywilizowana.
Po tym co zobaczyłem nie chce się nawet wyciągać aparatu - nic nie dziwi
No ale...
Wsiadam na boda-boda i ruszam na ostatni podbój stolicy Ugandy
Jakże Kampala wydaje się bezpieczna (he,he)
Policja na każdym kroku
Nawet nic już sobie nie robimy jak na każdym kroku mówią aby nie fotografować.
Jak cosik nam się podoba - trzaskamy fotki.
Gorzej jak w Sudanie być już chyba nie może.
idziemy cuś zjeść
Sklep obuwniczy
Środek miasta.
Główna droga.
Południe.
Rondo.
No i służby porządkowe.
Jutro wcześnie rano mamy samolot
Masakra (nienawidzę latać).
Zamawiamy taryfę aby przyjechała pod hotelik na 2.00 w nocy.
Mam mnóstwo bagaży nie wiem jak się pozbieramy.
Nie mam pojęcia jak właściwie dotarliśmy z tymi wszystkimi tobołami do końca.
Kończy się moja przygoda na czarnym lądzie
Czy było warto?
Na pewno. Bardzo zmienił się mój stosunek do mieszkańców Afryki.
Moje wyobrażenie o tym kontynencie też troszkę inaczej wyglądało.
Nie do końca tak jest jak to przedstawia National Geographic.
Na pewno nie tak kolorowo jak widzimy oczyma pani Wojciechowskiej
http://nakrancuswiata.tvn.pl/wideo,2174,v/martyna-i-zlota-dziewczyna,890163.html
(jej ochrony, wojska z którym się poruszała oraz ujęć zza chat, wioski - tego jej kamery nie rejestrują)
No ale to jeszcze nie koniec podróży.
Zakupuję pokaźny zapas środków znieczulających na drogę powietrzną...
Żegnam się z czarną (czyt. czerwoną) ziemią Afryki
Czy tu wrócę?...
No ale jutro lot i na tym trzeba się skupić...
W nocy pakujemy się do taksówki.
Chyba przesadziliśmy z bagażami, Czesio-taksiarz dziwnie patrzy na nas Wygląda jakby oskarżał nas iż mu całą Ugandę wywieść chcemy.
Nic to, na lotnisku będzie chwila prawdy.
Droga na lotnisko upływa w milczącej atmosferze (Czesio-taksiarz ma zaawansowaną malarię - nie jest za wesoły)
Jeszcze w hoteliku wypiliśmy "troszeczkę" lekarstwa (ja dla dodania animuszu, Johny dla przyjemności i towarzystwa).
Lotnisko w Entebbe
Mój bagaż waży 44 kilogramy (dwa bardzo pokaźne pakunki).
Czesiowa z lotniska komentuje to iż chyba mnie po........ w życiu nie wejdą moje bagaże na pokład (nie widziała jeszcze 20 kilogramowego bagażu podręcznego), no chyba iż uiszczę całkiem niezłą opłatę za dodatkowy bagaż.
Od Janka bagaże ważą 38 kilogramów - udaje mu się przejść.
Ja muszę wydobyć z siebie mnóstwo daru przekonywania (zażyte lekarstwo znacznie mi to ułatwia).
Jako iż na lotnisku - przy tym okienku jesteśmy sami przekonywanie upływa bardzo nieśpiesznie. Po zapewnieniu iż ja tu jeszcze wrócę i oczywiście weźmiemy z Czesiową huczny ślub, Czesiowa mięknie i przepuszcza nas.
No teraz najtrudniejsze LOT
Na bezcłówce dokupujemy lekarstwa.
Większą dawkę zażywam ja, Johny odmawia i mówi iż będzie degustatorem napoi podawanych na pokładzie przez Turkish Airlines.
Zażywam jego porcję.
Po zajęciu miejsca w samolociku Johny budzi mnie godzinkę przed dolotem do Istambułu.
Jest dobrze, wszystko przespałem. Johny mówi iż mam żałować - bardzo dobre żarełko i jeszcze lepsza Whisky z lodem.
Potrafi chłop namawiać
Skusiłem się na ten lód. Fakt - PYCHA
Dolatujemy do Istambułu.
Cosik nie teges
Godzinkę krążymy nad miastem.
Na ekranie widzę kolejne kółko jakie zatacza nasz samolot wokół istambułu.
Po którymś z kolei wyłączam ekran
Siląca się na uprzejmość stewardesa informuje iż nad Istambułem ogromna śnieżyca.
Momentalnie lekarstwo w mojej krwi przestało działać.
Oczyma wyobraźni widzę pasek TVN na dole ekranu i informację o dwóch turystach...
Już mamy godzinkę opóźnienia.
Jak ja nie cierpię latać.
Cały misterny plan wziął w łeb. Zabrane tureckie liry na zakupy lekarstwa pooooszły...
Nie wiadomo czy zdążymy na samolocik do Wiednia...
Po godzince krążenia nad przepięknym Istambułem wreszcie lądujemy.
Lotnisko należy do beznadziejnie oznakowanych lotnisk na których byłem.
Jeszcze jakieś roboty na terminalach...
Biegamy z Johnem jak wariaci, próby pytań o właściwy gate spalają na panewce.
Dwa razy obsługa lotniska kieruje nas do niewłaściwego wejścia.
Zdajemy się na nasz instynkt - trafiamy - 10 minut do odlotu.
Lekarstwo w duty free musi zaczekać na inny raz
Lecimy do Wiednia.
Stewardesa nie nadąża z donoszeniem leków do naszych foteli...
O 14 czasu "naszego jesteśmy "prawie" w domu. Wiedeń
No i zaczyna się załamka. (że też nasze4 przygody końca nie mają)
Nie ma od Johna plecaka i moich dwóch...
Masakra.
Pani w baggage reclaim informuje nas iż z powodu śnieżycy bagaże zostały w Turcji (nie zdążyli ich załadować).
Pięknie.
Obawiałem się iż nie dostatecznie zabezpieczyłem moje suweniry przed podróżą, a tutaj jeszcze takie cuś.
Jak będą tak przerzucać nasze plecaczki - to mało co ocaleje.
Cześkowa-bagażowa podaje nam formularz o utracie bagażu. Wypełniamy - ma przyjść do naszego domku do trzech dni.
Po wypełnieniu siadamy i doznajemy olśnienia. Przecież bagaże nie będą trwały wieki w Turcji.
Na pewno przylecą następnym samolotem.
Nasze olśnienie potwierdza Cześkowa-kierownik.
Czekamy.
W główkach naszych piętrzą się obawy.
Czy naszych przygód to nie koniec?
W bagażach mamy fajki z rogów, flet z kości, okazałe rogi, figurki z skórami z antylop... rzeczy które raczej nie powinny znaleźć się w naszym bagażu turystycznym.
Jak bagaże się rozsypią...? celnicy je sprawdzą...?
Po dwóch godzinkach przylatuje samolot z Istambułu.
Naszych bagaży nie ma...
Z uwagi na nasze fanty postanawiamy czekać do skutku.
Jak nas mają aresztować do spektakularnie z lotniska a nie z zacisza domowego...
Około 18-tej znów wpadamy na genialny pomysł, postanawiamy szukać naszych bagaży nie tylko z taśm samolotów przylatujących z Turcji, ale i z pozostałych.
Pomysł okazuje się w 100% dobry.
Nasze bagaże o 19.00 przyleciały z Paryża. Jak się tam znalazły???
Nieważne.
Przez nikogo nie zatrzymywani wychodzimy z lotniska
Udało się!
Króciutka droga do domku już w luksusowych warunkach "ludzkim" samochodem.
W domu powitaniom nie było końca.
Fajnie jest wracać!!!
Jak ktosik powiedział - "całe życie to podróż"
Taaa, fajnie jest podróżować.
Jedni na końcu powiedzą fajnie było, inni - można było lepiej.
Ja chcę powiedzieć zajefajnie. To była jazda, ja pierdziuuuuu.
Jak ktoś chce to zapraszam
Może być drastyczne
http://www.youtube.com/watch?v=OoThvKoCXbQ
w innej wersji językowej
http://www.youtube.com/watch?v=mtRlmmHcQWs
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz