sobota, 22 grudnia 2012

cz.3 Uganda + Sudan Południowy

Szukamy dalej Bahr al-Dżabal

Pytamy poznanej Czesiowej idącej do pracy o dojście do nilu. Mówi abyśmy wzięli boda-boda, bo to bardzo daleko.
Mówimy iż to nie wchodzi w rachubę, my chcemy pieszko.
Nie rozumie naszego zachowania (nie ona pierwsza)
Myśli iż nie mamy dingów, chce nam za sponsorować przejazd???
Z lekka się wkurzamy, odchodzimy.
Biegnie za nami i mówi iż nas doprowadzi do rzeki (18 lat - stara cześkowa panna - męża pewnie szuka - i 2-ch głupich muzungu się trafiło).
Ano nic tam Baśka - wojenka to męska rzecz, ale jak chcesz iść

idziemy

na początku prowadzi przez centrum

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


Następnie przechodzimy przez dzielnice w których muzungu jeszcze nie dotarli.
Czesie-bandziorki co chwilę zaczepiają nas - ta sama lajera - gdzie idziemy, po co, po co robimy zdjęcia, no ale po co nam te zdjęcia.
Czesiowa przewodniczka czasem tłumaczy bandziorką, ale gdy są bardziej upierdliwi usuwa się na bok.
Radźcie sobie głupie muzungu, kto przeżuje zostanie moim księciem.

Czesie-bandziorki zaczynają nas drażnić!!

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek



Wioskowa, twu - miastowa studnia


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


Od czasu do czasu wchodzimy do pobliskich "lokali"
Czesiowa w butelce ma wodę z nilu którą sobie całą drogę popija, proponujemy jej szlachetniejszy trunek - odmawia.

Chyba zapadam w poważną Czesiową CHOROBĘ
Przestaje mi smakować piwo!!!

Gwoli wyjaśnienia
W Sudanie nie ma prądu. Przewody napięciowe na naszej ulicy niby są, ale tylko są
Kto chce prąd musi mieć agregat

W mijających lokalach Czesie trzymają piwko w dużych lodówkach-zamrażarkach, ale tylko po to aby butelki się nie zakurzyły, no i po to aby potencjalny klient się nie przeziębił jednym zimnym (zamrażarki stoją na słoneczku które ogrzewa je przyjemnie).
Piwko ma temperaturę kilkunastokrotnie większą od swoich procent.
Także piwo o temperaturze powyżej 40 stopni mnie troszkę trudniej wchodzi
Johny - oaza spokoju, trawi wszystko.

Nie cierpię piwa.


Woda w Sudanie?
Po co trzymać, kupować w butelce oryginalna jak jest w nilu??????
Zostaje tylko piwo i GIN

Przerzucam się na to drugie (też ma temperatury więcej niz procent, ale po 2-ch ginach nie chce się na jakiś czas pić
Bajka

Nie cierpię piwa.

Szukamy dalej Bahr al-Dżabal, no może nie szukamy bo prowadzi nas Czesiowa.

Nie wiem czy wspominałem - Nie cierpię piwa.
Czesiowa prowadzi nas przez bardzo ubogie dzielnice, cały czas towarzyszy nam tłum rozentuzjazmowanych Cześków

Dookoła nas toczy się codzienne życie stolicy
Focimy

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Małe Cześki to zawsze wdzięczny temat do fotek.
Po zrobieniu zdjęcia i zobaczeniu siebie (pierwszy raz w życiu) na monitorku cieszą się jak diabli

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek




Idziemy już prawie 4 godzinki, Czesiowa cały czas z nami
Szok


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek




Co chwilkę jakiś Czesio-buc pyta po co robimy zdjęcia, chce paszport, pozwolenie (bliżej nie określone na co)
Jest SUPER

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek



Czesiowe idą z prania
Już blisko

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


Dochodzimy wreszcie do NILU
Bahr al-Dżabal w tym miejscu robi wrażenie
Jest piękny, ogromny

Niestety a może bardzo dobrze mamy schowane aparaty (nie udało nam się zrobić żadnego zdjęcia z tego miejsca).
Jak tylko dochodzimy do brzegu, podchodzi do nas mały Czesio-bandziorek w "złotych" okularkach
Pyta po co tutaj przyszliśmy (muzungu tutaj nie przychodzą), po 15 minutach bardzo "gorącego" tłumaczenia każe odejść.
Opuszczamy szybko brzeg rzeki.
Po paru krokach słyszę za sobą bieg (prawdopodobnie dwóch osób)
Johny, nie oglądaj się, przyspieszamy, Czesiowa przyspiesza z nami. Wszyscy czujemy iż jest coś nie tak.

Dogania nas dwóch Czesiów
Znów pytania po co tutaj przeszliśmy.
Przychodzi Czesio z okularkami. Dwaj Czesie krzyczą na niego dlaczego nas (muzungu) wypuścił.
Chcą paszportów i abyśmy się wrócili na brzeg rzeki do ich "chatki" (kusząca propozycja)
Mówię do Johna (ale chyba nie musiałem nic mówić) że jak się wrócimy to za miesiąc na żółtym pasku w TVN-ie będzie o nas.

Próbujemy Czesiom grzecznie wyperswadować aby się od nas odp......
Nasza Czesiowa ucieka, Cześki jej nie gonią - mają nas (to im chyba wystarczy)

Aby być bardziej wiarygodnym, jeden z Czesiów przylatuje z metrowym kawałkiem blachy.
Próbuje nas skierować w stronę ich chaty
Blacha wiruje nad naszymi głowami, robimy uniki, jest nam przyjemnie ciepło (nie lubię zimna).

Dookoła nas przylatuje cała wioska
Czujemy się jak w kinie - tyle że to my gramy główne role
Setka Cześków podzieliła się na dwie grupy. Jedni to wazeliniarze Czesiów-bandziorków, drudzy są po naszej stronie.
Jako iż jesteśmy głównymi aktorami trudno ocenić nam których Czesiów jest więcej.
Dochodzi zmrok, a nam jest dalej przyjemnie ciepło.
W tym tłumie Czesiów przynajmniej jest szansa iż wcześniejszą blachą nie odetną nam głowy - chyba?
Naraz przylatuje jakiś Czesio-ważniak (w białej koszuli), chyba ma poszanowanie w wiosce.

Pomiędzy Czesiami następuje niezwykle pasjonująca wymian zdań.
Czesio-ważniak osłania nas swoja posturą (a posturę miał bardzo słuszną), pokazuje nam z tyłu rękami iż jak mamy ochotę to abyśmy się oddalili szybciutko

Johny krzyczy biegniemy
No dobra

Głupio wyglądamy. Uciekać przed Czesiami.
Połowa z nich jak się zorientowało śmieje się?????? (nie wiedziałem iż tak szybko biegam)
Paru Cześków podejmuję grę i zaczynają sprint za nami.

Nieźle to musi wyglądać

Dobiegamy do najbliższego skrzyżowania. Za skrzyżowaniem przeważnie stoją boda-boda.
Liczymy na to iż tak też będzie

Za skrzyżowaniem stoi jeden motorek, wskakujemy na niego.
Czesio-właściciel zdziwiony iz tak bez targowania 2-ch muzungu wskoczyło na jego maszynę??, zaczyna konwersację: gdzie chcemy jechać, co tu robimy, itp...

Krzyczymy na niego "bardzo grzecznie" (oczywiście po Polsku) aby zaprzestał konwersacji i sie pośpieszył
Obrażony rusza

Jedziemy

Po 15 minutach jazdy zatrzymujemy się i mówimy aby wiózł nas do jedynego (znanego nam) lokalu Rainbow - Hotel w którym podają zimne piwo

Po półgodzinie dojeżdżamy

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


Przez pół godzinki nic nie mówimy
Bez słowa pijemy Tuskera.


Życie jest piękne



Przy "kolacji" postanawiamy załatwić jutro (może pojutrze) jakiś papier aby było nam łatwiej

Wracając do domku wpadamy na jeszcze genialniejszy plan

A może pojedziemy do Terakeki
około 150 kilosów

Czemu nie
Jedziemy jutro - oczywiście na motorkach
Poznajemy dwóch Czesiów na boda-boda i umawiamy się z nimi rano na 4.30

Zapowiada się fajna wyprawa

Raniutko wstajemy
Idziemy na spotkanie naszych Cześków
Nie wiem czy pisałem iż czas w Afryce nie istnieje, kolejnym razem doznajemy tego na własnej skurze
Po wykonaniu setki telefonów Czesie przyjeżdżają
Po czasie są tylko 2 godzinki - luzik, nie ma ciśnienia

Uzgadniamy taryfę i jedziemy

Oczywiści na początek jedziemy zatankować, następnie wymienić olej, filtry - ful wypas - oczywiście na nasz koszt

Około 8.00 jesteśmy gotowi.
Poinstruowani iż nie robić zdjęć puki oni nie powiedzą - jedziemy

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


droga miodzio - ekspresówka

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

mnóstwo kań

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


Co chwilę mijamy punkty kontrolne.
Nie zatrzymują nas.
Jest dobrze.

Jadąc na boda-boda gdy widzę jakieś haty (drogę w bok) każę mojemu Czesiowi tam wjechać.
Przyjeżdżamy do pierwszej "wioski" - pusta
Druga "wioska" - pusto

co jest kaman?

Dojeżdżamy do trzeciej. Przed wioską zsiadam z motoru i mówię aby Czesio poszedł sam i krzyczał iż my nie chcemy nikogo zabić.
Wchodzi i krzyczy do not kill i dodaje cosik po Cześkowemu

Skutkuje.

Parę odważnych osób w wiosce zostaje.
Wchodzimy my.

Trzeba się zaprzyjaźnić (w Polsce zakupiłem na aledrogo setkę bransoletek z paciorków - 5 zeta 30 bransoletek), pierwsze lody przełamane.


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek


Gdy wyciągamy aparaty znów szykują się do ucieczki - myślą iż to karabiny
Znów trzeba ich uspokajać
Czesie mówią nam iż przyjeżdżają gozdki do ich wiosek, wyciągają karabiny i urządzają zawody strzeleckie, a oni nie bardzo lubią jak się do nich strzela??

Czesie z wioski to lud Mundari

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Zwróćcie uwagę na ich czoła.
To ich paszporty, znaki plemienne, skaryfikacje

Skaryfikacja, zwana inaczej tatuażem bliznowym, to sztuka zdobienia ciała poprzez nacinanie, zadrapywanie lub wypalanie skóry. Popularna jest wśród wielu plemion afrykańskich, między innymi w Południowym Sudanie. Skaryfikacja wykonywana jest na różnych częściach ciała, najczęściej na plecach i brzuchu, ale czasem też na twarzy - przy pomocy nacięć tworzy się skomplikowane wzory, a im blizna bardziej wypukła, tym lepiej. Zabieg jest bardzo bolesny, a efekt kontrowersyjny...
Zabieg trudno jest wykonać za jednym podejściem, nierzadko bolesne rany zadaje się ciału nawet przez kilka tygodni, a jakby bólu było mało, świeże rany podrażnia się przy pomocy substancji, które opóźniają gojenie. Dzięki temu blizny stają się bardziej widoczne.



Typowy wzór blizny Mundari składa się z dwóch zestawów po trzy równoległe linie, każda z obu stron na czole.



Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek




Bardzo fajni Czesie.
Nie mamy dużo zdjęć bo bardzo przestraszeni byli

Jedziemy do następnej wioski.
Rytuał się powtarza.

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


Czesio od Johna jakiś nerwowy.
Nie chce mu się nigdzie zatrzymać. ja co chwilę przystaję by coś pofocić, nawiązać kontakt z Cześkami-Mundari

Johny oddala się daleko, ja jadąc za nim dojeżdżam do skrzyżowania dróg, wybieram drogę w prawo (wg. mnie tam do Terakeki).

(oczywiście nasi Czesie nie wiedzą gdzie jest Terakeka - to ich pierwsza wyprawa tak daleko od domku).

Po jakimś czasie spotykamy przy drodze Cześków, pytam czy przejeżdżał tutaj jakiś muzungu
Dotykając mojej aksamitnej skóry...
(dygresja - stwierdziłem iż każdy nowy dzień, każdy ranek gdy się budziłem w Afryce, to coraz piękniej wyglądam. Ale tego dnia przeszedłem samego siebie)
...Czesie mówią iż pierwszy raz w życiu widzą białego człowieka.

Super

Johny na pewno pojechał prosto

Zawracamy, mówię Czesiowi aby przyśpieszył bo Johny gotowy dojechać do Chartumu
Te przyśpieszenie to był mój błąd
Czesio zapieprza na czesiowej drodze jak Tomasz Gollob, a ja za nim podskakuję na wysokość mijających palm
Super
Po 40 minutach doganiam Johna
Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr

Zawracamy



Dojeżdżamy do Terakeki


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek


Terakeka, malutkie miasteczko
Rozchodzimy się z Czesiami chcąc porobić parę zdjęć.
Dochodzimy do targowiska i za nami krzyczy pokaźnych rozmiarów Czesio abyśmy się zatrzymali i podeszli do niego
Złote okularki, Szycha!!
Zazwyczaj Czesie podchodzą do nas, jemu każdy ruch sprawia trudność.

Uciekamy?? nie ma to sensu, daleko nie uciekniemy, podchodzimy.

Okazało się iż to szef wioski - miasta, oczywiście pyta co tutaj robimy.
Masakra pół godzinki tłumaczenia, mówi iż fotografujemy strategiczne punkty jego wioski-miasta, ogląda nasze zdjęcia ale widzi tylko ludzi.

Płaszczymy się przed nim i łaskawie nas puszcza, mówiąc abyśmy do pół godzinki opuścili jego teren
Dupa!!!

Chowamy aparaty
Idziemy na piwo.

Nie cierpię piwa!!!!

Do sklepiku przychodzą nasze Czesie
Johny wpada na niezbyt genialny pomysł i kupuje im po piwku (mam doświadczenie z Tajlandii - Czesio + piwo...)





Dlaczego nie był to zbyt inteligentny gest iż kupił Czesią piwko (my wypiliśmy z 3)
Mój Czesio nieźle się trzymał
Od Janka Czesio na pierwszym zakręcie za wioską wjechał w odnogę nilu (patrz do rzeki)
Do krzaczków Johny z swoim Czesiem wjeżdżał jeszcze kilka razy.
Czasem udało mu się zeskoczyć, czasem nie (po drugim, czy trzecim razie skóra z łydki Johna pozostała na rurze wydechowej motorku Czesia)

W każdym bądź razie droga powrotna nie dłużyła się



Czas się kończy.
Musimy odjeżdżać

Jadąc parę metrów za wioską na punkcie kontrolnym - zonk
Zatrzymują nas Czesie z złotymi okularkami, każą oddać aparaty, plecaki...
No, wygląda to nie najlepiej.
Lecz z naprzeciwka jedzie duża toyota, a w niej siedzi jakiś BIAŁAS!
Szok
Pierwszy białas na sudańskiej ziemi.

Spada on nam dosłownie z nieba.
Zatrzymuje się obok i pyta czy się dobrze czujemy i czy z nami wszystko ok. i tak na marginesie co tutaj robimy, gdzie nasza obstawa??
Mówimy mu o co kaman i facet zbaraniał. Sami z Juby tutaj dotarliśmy???

Okazało się iż jest to holenderski antropolog, prowadzący badania na ginących plemieniach Sudanu.
Daje nam swoją wizytówkę, pyta czy wiemy gdzie w Jubie jest hotel Rainbow (no masz) i mówi jak przeżyjemy i uda nam się wrócić (międzyczasie proponuje nam przejażdżkę w swoim samochodziku z czego natychmiast rezygnujemy - jak zabawa to zabawa) to zaprasza nas na zimne piwko i pogadamy o Sudanie
Czesie z obstawy Holendra mówią do Czesi z checkpointu aby się nie wygłupiali i szybciutko nas puscili.

Udało się jedziemy dalej.

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek




Po drodze odwiedzamy pobliski haty.
Czesie uciekają
Znów powtarzamy rytuał
Po zaprzyjaźnieniu się proponują różniste żeczy
Od kasawy (to to białe) po orzeszki, strzały figurki, bransoletki...

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek


Swego czasu była (może jest) akcją p. Ochojskiej z studnią dla Sudanu Południowego - parodia

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Studnie przy rzece (to nie jednostkowa studnia) bezsens
Czesie i tak pija wodę z rzeki
Do studni chodzą tylko dzieci traktując to jako atrakcje i możność schłodzenia się

Studnia dla Sudanu (północnego) to może i tak, tam bardziej pustynia. Ale w południowym - parodia


Uciekające panny do wzięcia (notabene, później nie można było się od nich opędzić)

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek


Wszystkie dzieci w afryce transportowane są na pleckach (niekiedy brzuchach) matek w chustach, kozich skórach itp.

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Lud Mundari to plemię pasterskie.
Praktycznie nic nie uprawiają, tylko chodzą ze swoim bydłem (krowami, kozami)

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Spotkaliśmy pewnego dnia misjonarzy francuskich.
Opowiedzieli nam ja też chcieli nauczyć Mundari uprawy roli
Zrobili zebranie na parę wiosek, i przez parę miesięcy uczyli Czesiów co maja robić.
Wraz z Czesiami 50 metrów od rzeki uprawili pole, zasiali sorgo i codziennie podlewali.
Po jakimś czasie Czesie powiedzieli iż muzungu to głupiutkie stworzenia, i podlewać bezsensownie ziemi wodą - nie będą
Misjonarze przekupili Część Cześków i płacąc im codziennie Czesie ochoczo przynosili wodę z rzeki.
Po pierwszym zbiorze, Czesie wraz z misjonarzami zaniechali rolnictwa...



Po przełamaniu lodów



Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


Wracamy do stolicy


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek



Niedaleko stolicy, (prawdopodobnie ostatni checkpoint) zatrzymują nas Czesie złotoocy.
Gdzie-Skąd-Po co-Dokąd...????
Pałują kijami naszych Cześków, a nas zapraszają do więzienia

Zajefajnie....

Wsadzają nas do blaszanej budy.
My możemy usiąść na klepisku. nasi Czesie leżo w kącie przed nami od czasu do czasu dostając kijem po grzbiecie
Fajnie cieplutko
W budzie chyba z 70 stopni
Kontemplujemy nasz błogi stan a roje much masują mile nasze strudzone czoła
Bajka

Jest dobrze, zabierają tylko aparaty i plecaki, zostawiają nam buty (Johny już kiedyś kiblował i zabrali mu buty bo powiedzieli iż już mu nie będą potrzebne).
Czesi-bandziorów jest trzech (w tym jeden mundurowy) przychodzą zabierają Johnego na przesłuchanie
Po jakimś czasie przychodzą po mnie.
Pierwszy Czesio-bandzior pyta:
Gdzie mieszkamy?
Gdzie byliśmy?
Po co?
Po co robimy zdjęcia (wcale nie dociera do nich iż zdjęcia robimy w celach pamiątkowych, podróżujemy turystycznie - w Sudanie nie ma turystyki)
Jeden kończy drugi zaczyna
Te same pytania
Masakra.
Na koniec jeszcze trzeci - pytania, pytania...

Wracam do Johna. Nieśmiało mówię iż chyba trzeba ten cały Sudan odpuścić. Nie żeby niebezpiecznie (uhahahaha) ale nudzą mnie już te ciągłe kontrole i miliony pytań
Johny odpowiada iż też to po cichu rozważał. Rozumiemy się - to ważne.

Po mile spędzonej godzince w saunie (mamy dwie butelki wody - jedną dajemy naszym Czesiom) idę popłaszczyć się przed Czesiem-bandziorem aby pozwolił nam wykonać telefon do przyjaciół
Po chwili zastanowienia łaskawie zezwala.
Dzwonimy, opowiadając kumplom naszą przygodę. Mają ubaw. Mówią iż coś załatwią i przyjadą z odsieczą
Spoko
Luzik, nie ma ciśnienia - jesteśmy na wakacjach
Po paru minutach telefon. Okazuje się iż naszym przyjaciołom skończyła się dwa miesiące temu wiza.
Nie mogą opuszczać stolicy (wogule nie mogą się poruszać).
Super
Mówią iż zadzwoni do nas Złotooki-Czesio-Szycha (notabene też ma na imię John - toż to prawie rodzina) wyciągnie nas

Po pół godzince dzwoni Złotooki-Czesio-Szycha, przedstawiamy mu naszą sytuację, po namyśle mówi aby dać do telefonu jakiegoś Czesia-bandziora
Czesio-bandzior konwersując zmienia kolor z czarnego robi się szkarłatno-czarny. Rozmowa kończy się po kilku minutach bardzo głośnymi krzykami
Czesio-bandzior czuje się tutaj najważniejszy nie lubi jak ktoś ważniejszy podważa jego kompetencje

Czy czasem nie pogorszyliśmy naszej sytuacji?
Biorą nas na dalsze przesłuchania

Te same pytania
Żenada

Tym razem po pytaniach każą nam opróżnić wszystkie kieszenie, wyłożyć wszystko na deskę.
Dokładnie wszystko oglądają, sprawdzają
Jednego z Czesiów-bandziorów interesuje mój nóż - już go widzi w swojej chatce.
Co jak co ale mego Ontario nie oddam, wiem iż nóż ten sprawia i niektórym białasom trudności w jego otwarciu, także myślę iż Czesio-bandzior też nie będzie na tyle rozgarnięty aby go otworzyć
Mówię mu iż nóż ten jest popsuty, trudno się go otwiera (jaki głupi myzungu - nosić zepsuty nóż)
Zżerają mi całą paczkę gum orbit - oby się porzygali na miętowo mówię im otwarcie z uśmiechem - też się śmieją.
Aparaty oczywiście na początku zatrzymali twierdząc iż to już ich
No Aparaciki kosztują nas troszeczkę większej elokwencji i daru przekonywania, po dłuższym czasie Cześkowym targiem dochodzimy do konsensusu. Aparaty możemy zatrzymać, musimy tylko na ich oczach skasować wszystkie zdjęcia (jak dobrze iż są na tym świecie programiki które nawet najczarniejszym Czesiom się nie śniły).

Po długiej godzince rewizji odprowadzają nas do budy.
Znów się płaszczymy, mówimy iż te parę godzinek w saunie na pewno dobrze nam zrobiło, ale teraz chcielibyśmy posiedzieć przed budą
Wspaniałomyślnie się zgadzają

Siedzimy sobie.
Luzik, jest dobrze

Przyjeżdża boda-boda z wiadrem żarcia dla Czesiów-bandziorów.
Z traw wokół wychodzi innych piętnastu Cześków, stojąc dookoła wiadra pałaszują głośno i i ochoczo.
Troszeczkę już w życiu jedzonka widziałem ale to nawet mnie powala. Masakra
My jesteśmy dziś po trzech gorących zupkach - nilach, także zupki i widok brei którą wpieprzają Czesie skutecznie oddalają nasz głód
Nasze Czesie z apetytem spoglądają na wiaderko, które w oka mgnieniu traci swoją zawartość. Czesie dwoma dłoniami biorą żarełko i wpychają do ust - musi być dobre...

Po dłuższym czasie pytam czy można zadzwonić
Czesio bandzior zezwala
Dzwonię do Złotookiego-Czesia-Szychy, ten zdziwiony iż siedzimy jeszcze na checkpoint-ie mówi abym dał jeszcze raz jakiegoś bandziora do telefonu

Znów ta sama lajera.
Czesio-bandzior wydziera się niemiłosiernie i na zakończenie rozmowy chce efektownie odłożyć telefon na ziemię
Tłumaczę mu iż to rodzinna pamiątka i by go oszczędził.

Znów zabierają na przesłuchanie
Tym razem spisują rzekomo nasze zeznania na kartce papieru.
Kartkę zapisują jakimiś krzaczkami, spisują z naszych paszportów numery, dane osobowe...
Poland - co to jest?
Wpisują Holland - może być
Mówię do Johna by broń Boże nie podpisywał cyrografu bo jeszcze o jakiś przemyt nas zaskarżą.
Po długim, bardzo długim czasie mówią by podpisać
Odpowiadamy iż nie umiemy pisać, czytać i wogule ich nie rozumiemy
Zabieramy swoje plecaki i wychodzimy z budy
Troszkę szarpaniny jest, krzyczę na naszych Czesiów aby odpalali maszyny
Boją się
Odpalamy sami motory, widząc to nasi Czesie wskakują na motory i odjeżdzamy żegnani wesoło machającymi za nami i pokrzykującymi Czesiami-bandziorami

Okazuje się iż mojemu Cześkowi ukradli kask, jego epitety pod adresem współplemienców słyszę do końca podróży

Każemy zawieść się do Rainbowa

Zamawiamy dwa zimne

Życie jest piękne

Milczymy
To już rytuał czy cuś
Taka Cześkowa tradycja


Życie jest piękne




Po zaspokojeniu głodu wracamy do domku
Opowieścią nie jest końca

Poniżej John z Johnem (niestety ma zdjęte złote okulary i nie widać jego sygnetu)
Ale szyszką jest, jeździ samochodem bez rejestracji itp.
Odpalamy mu również kilkadziesiąt Szylingów - może się jeszcze przydać

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


Dzisiaj postanawiamy załatwić jakiś papier (aby było "łatwiej")



DYGRESJA

Wczoraj było na "naszej" ulicy wesele (a dokładnie dwa) - w knajpie nieopodal, a dokładnie na ziemi przed blaszaną budą.

Z jednego wesela państwo młodzi zamówili dla gości weselnych moskitiery (prawie co skończyła się pora deszczowa, jest pełno kałuż i miliardy moskitów, wszyscy zapadają na malarię)
Drugich "weselnych" nie było na to stać.

Pierwsi przyszli na plac przed budą Czesie których nie było stać na moskitiery.
Posiadali oczywiście pod siatkami - a co tam.

Po jakimś czasie przyszli drudzy "weselni".

Poczeli "dyskutować", oczywiście przy pomocy karabinów.
OSIEMNASTU Czesi odeszło w zaświaty.

Luzik



Przed naszym domkiem mnóstwo pająków uwiło w nocy swoją sieć


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek




Jest też wylęg jaszczurek - agamy, masakra jak wyjdziesz tylko na jakąś trawą to prawie chodzą ci po nogach.


Przed wejściem do "kompleksu" ministerstw Sudanu Południowego, postanawiamy cosik wciągnąć

Etiopska - Injera
Masakra
Wygląda jak ścierka - gąbka, i tak też smakuje
Ciasto kwaśne z bardzo ohydnymi sosami

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

jesteśmy "troszkę" głodni.
Jemy.


Po "sutym" posiłku idziemy do ministerstwa
Widoczek przed:


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


W samym kompleksie oczywiście nie wolno nawet aparatu wyciągnąć

Tułamy się od Annasza do Kajfasza w końcu trafiamy do ministerstwa sportu i turystyki.
W ministerstwie full wypas.
Na klepisku dwie skrzynki, na nich deska, na desce komp.
Pan za deską daje nam milion kartek do wypisania.
Wypisujemy, załączamy po dwa zdjęcia, piszemy gdzie chcielibyśmy się jeszcze udać.
Płacimy 50$ i git
Mamy papiery

Pytamy się jeszcze czy to wszystko? czy z tymi papierami poruszanie się po wypisanych miejscach jest bezpieczne i złotoocy-czesie nas nie zaczepią, mówią iż na 100% wszystko jest ok.




Jak się okazało już po przyjeździe do Polski należy:
Pojechać na wschód do Torit i w tamtejszej placówce ministerialnej ubiegać się jeszcze o papiery na możliwość poruszania się po kraju
Koszt to 100$ na dzionek.
Z papierami dostaję się także dwóch Cześków-złotookich z karabinami którzy są Twoją obstawą

Nam nikt o tym wcześniej nie powiedział - w ministerstwie też

Na szczęście chyba
Teoretycznie full wypas - git, ale znajomi po nas co tam pojechali skorzystali z tego "przywileju"
Dostali dwóch Czesiów-złotookich i praktycznie nie mogli robić bez ich pozwolenia żadnych zdjęć (zrobili zdjęć jeszcze mniej niż my?)
Na Checkpointach także ich zatrzymywali tyle że oni nie musieli się tłumaczyć - tłumaczyli się Czesie-złotoocy.
Ale czas spędzony na Checkpointach był także czasem straconym

To tłumaczenie się po co, gdzie, dlaczego? - milion razy jest najbardziej męczące w całej przygodzie.



Po uzyskaniu papierów spotykamy belgijskich misjonarzy.
Opowiadają nam o misji w Ugandzie
Jest takie miejsce, tacy Czesie jak Karamoja, mają tam misję.
Pewnego razy dwóch muzungu jedzie samochodem z Czesiem-szoferem. Zatrzymują ich Karamoja. Pytają gdzie jadą.
Wszystko ok.
Muzungu ok.
Czesio-szofer nie jest z ich plemienia - stwierdzają.
Wyciągają karabin i w samochodzie posyłają kulkę Czesiowi-szoferowi prosto w czoło.

Do białych muzungu mówią aby się przesiedli z Czesiem-szoferem, do nich nic nie mają, mogą jechać dalej.

Johny był już kiedyś u Karamoji... ale tylko parę dni.
Karamoja są git. Lubią białych

Czu złotoocy-czesie z Sudanu nam się jeszcze podobają??

Zaczyna cosik kiełkować. Czy urośnie?....


Dzisiaj "może" będzie łatwiej
Planujemy odwiedzić lud Lokoya

Bierzemy motory i sru w kierunku Mangali
Na motorkach dojeżdżamy do końca drogi. Drogę zagradza nam rozlewisko nilu
Musimy przekraczać w bród

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 600)Obrazek


W rozlewiskach toczą się spotkania towarzyskie Cześków z pobliskich hat (niekiedy oddalonych od siebie ładnych parę kilometrów)
Nad wodą Cześki piorą swoje ubrania, poją swoje zwierzęta, kąpią się załatwiają, swoje interesy

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek




Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek


Oczywiście jest wśród nich i policjant (dobrze iż mundurowy nie w cywilu) sprawdza nas skrupulatnie.
Płaszczymy się przed nim i możemy iść dalej
UFFFFF



Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek




Po paruset metrach dochodzimy do "centrum"
Tutaj to rynek
Jest i sklepik
Dokonując zakupów robimy furorę
Widząc zamrażarkę, proszę o zimną wodę. Hahaha. (jedną butelkę mam w plecaku - niestety - cieplutka)

Czesiowa wyciąga Wiadro z wodą z rozlewiska które przekraczaliśmy
Dziękujemy
Prosimy o piwo.
Ma
Wyciąga
Piwko 55 stopniowe
Pycha

Przy pobliskim barze toczy się życie towarzyskie pobliskiej wioski


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek



Aparaty nam goreją
Trzaskamy miliony fotek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 902 x 602)Obrazek


Idziemy dalej

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


Dochodzimy do pierwszych chat

Jesteśmy troszkę głodni, zagajamy z Czesiową-gospodynią


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek



Widząc kurnik, może cosik wciągniemy z drobiu?

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Nie ma sprawy.
Czesiowa łapie kuraka i z piórami do michy??
Wyciągam go i oprawiam
Dziwą Czesiów nie jest końca
Czesiowa i tak zabiera wnętrzności
Przydadzą się na potem, a pióra?? marnotrawstwo


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek


Nie jest zbytnio zadowolona widząc faceta w kuchni

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Swojego wojownika nie ma w domu.
W zagrodzie jest jeszcze jedna żona (to ubogi wojownik - tylko 2 żony)
Każda z żon do czegoś innego
Inna gotuje i zajmuje się "domem", inna rodzi dzieci, jeszcze inna zaspokaja zachcianki męża
Full wypas

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek


Po obiedzie wędrujemy dalej


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek




Idąc już parę kilometrów napotykamy dym???
i miliony kań nad naszymi głowami

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Obrazek


co jest kaman??......


Jest wylęg czarnych mamb
Czesie wypalają busz w celu wygonienia gadziny

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 902 x 602)Obrazek


Te sokoły nad naszymi głowami to polują właśnie na pełzające mięsko.
Czesie uświadomili nam iż w całym regionie jest właśnie wulęg węży, jaszczurek i te kanie nad naszymi główkami poluję właśnie na nie.
Wśród dymu widzę zbliżającą się postać

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


To Czesio-wojownik-Lokoya
Zaprzyjaźniam się z nim.
Chwilkę gawędzimy i już jesteśmy przyjaciółmi

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

W Sudanie (jak i w Ugandzie) przyjaciele (płci męskiej) chodzą z sobą trzymając się za ręce. U nas troszkę nie do pomyślenia (no chyba że z partii Palikota).
Jankowi udało się w Ugandzie zrobić fajne zdjęcie dwóch policjantów spacerujących i trzymiących się za ręce.
Fajnie
No i tak też chodzę sobie z nowo poznanym przyjacielem

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 600)Obrazek

aż nagle Czesio mówi czy słyszę??
musimy uciekać??
ciągnie mnie w płonący busz

Mówię iż oprócz palącej, trzaskającej trawy nic nie słyszę, a tak na marginesie to go chyba pogięło.
Nie będę uciekał w busz, gdzie przed ogniem uciekło miliardy węży.
A tak w ogóle po co mam uciekać???

Bo zaraz zginiesz muzungu, mówi????
Zaraz będzie polowanie???

Nie zdążyłem zapytać co i jak, Czesio uciekł w stronę dymu i ognia.
W tym samym czasie usłyszałem ffuu, ffuu, ffuu, ffuu, ffuu, ffuu, ffuu, ffuu, po jakimś czasie zobaczyłem nad sobą helikopter.
Oczywiście widziałem wcześniej helikoptery, ale ten mną wstrząsnął.
Był na pewno 10, 20, 30, metrów nade mną, lecz wydawało się iż spadnie mi zaraz na głowę, a łopaty... ech.
Niczym helikopter w ogniu
Emocjonujące...

Nie namyślając się długo...


Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek




Helikopter podleciał nade mną postał chwilkę (też pewnie był zdziwiony widząc wariata - białego w środku buszu, pośród ognia) i ..... odleciał

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek



Po dłuższej chwili z płonących traw wyszedł uśmiechnięty, aczkolwiek przerażony Czesio.
Mieliśmy kupę szczęścia, mówi. Zazwyczaj przylatują strzelają do wybranych Cześków i odlatują.
Dobrze iż ja tutaj byłem, udało mu się, bali się strzelać??

Ale to przecież helikopter rozjemczych wojsk (zresztą z zaprzyjaźnionego Polsce kraju), oni tutaj utrzymują pokój, porządek...

Taaaaa mówi....


Życie jest piękne...


Po jakimś czasie konwersacji, do Czesia dołącza rodzinka i odchodzą

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek


My idziemy dalej...

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)Obrazek

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 900 x 675)Obrazek































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz