Idziemy, po drodze napotykamy grupki Cześków idących do "miasta" cosil sprzedać, wymienić
mówią iż jeszcze "troszkę" i będzie jakaś chata
Po paru kilometrach (zbaczając intuicyjnie z głównej drogi) doszliśmy
wokół domostw ubity, wykarczowany placyk.
Zabezpieczenie przed gadziną.
Fajnie toto wygląda
Przy chacie jedna z żon wodza z swoimi (tylko swoimi) dziećmi 17 sztuk
Dzieci (te mniejsze) płaczą na widok muzungu
Dzielę się nimi znajdującymi w plecaku pomarańczami, wodą
Jest trochę lepiej
Siedzimy z Czesiową w cieniu akacji
Rozmawiamy bardzo długo (Czesiowa nie jest lingwistką), tutaj łatwo się nie żyje.
Afryka...
Idziemy dalej
Na drodze stają nam wojownicy Lokoya.
Mówimy iż my do wodza
Prowadzą
Czesio-Wodzu w bardzo podeszłym wieku (jak na warunki afrykańskie) dlatego chyba został wodzem
Rozmawiamy równie długo, aby wkupić się w łaski wodza i wsi
Johny
zamierza z wojownikiem ubić interes i wysępić od niego włócznie
(staramy się z każdego odwiedzanego plemienia zdobyć jakieś artefakty).
Prawie mu się udaję, ale jak wódz dowiaduję się o tym, opieprza wojownika jak psa
Do transakcji nie dochodzi
Johny ma spieprzone parę dni... (a i teraz to wspomina nie najlepiej)
Jedne z żon wodza:
Do mnie "przykleja" się jedna z córek (leciwa - 16 lat)
Pyta czy czy mam żonę?
Ile?
Jak dowiaduje się iż TYLKO jedną, ucieszona biegnie do tatusia
Po chwili wraca
Mówi 12 krów i 2 tysiące dolarów??
Posag??
I jest moją 2-gą żoneczką, będzie opiekować się moimi dziećmi (od wszystkich żon, no i gotować).
Nooo, trza się zastanowić
Mówię iż za niedługo wrócę z posagiem (chyba nie wierzy)
Do rzeki wracamy z grupką Cześków-dresiarzy
Jest fajnie
Nie nudzi się nam
Po drodze mijamy migawki niczym z pisma National Geographic
Sprostowanie
Swego czasu Johny mnie spamiętał
Mundari i Lokoya to nie lud to plemię
Lud to Dinka
Idziemy w stronę rozlewiska
Pod wieczór umówiliśmy się z Czesiami od motorów
Po drodze niezłe widoczki
Codzienność Czesiów
Przechodzimy wodę
Afryka
Czesiów od motorów nie ma????
Dzwonimy
Zapomnieli o nas
Przyjadą (ale kiedy?)
Idziemy pieszo, do przejścia mamy około 20 kilometrów (pierwsze motory ku "cywilizacji"
Przydrożne obrazki:
Dochodzimy do misji, prowadzonej przez francuzów
Opowiadaja nam historyjkę o plemieniu ludożerców!!!!!!!!! żyjącym w Ugandzie
KAKUA!!
"Misjonarz (mieszkający w Ugandzie) wraz z swoim Czesiem - pomocnikiem - szoferem pojechali na targ
Na targu Czesia zaczepił szaman z plemienia Kakua, mówiąc mu iż w zeszłym tygodniu Czesio ukradł kurę.
Czesio oczywiście zaczął się wypierać
Szaman powiedział mu króciutko
UMRZESZ!!
Czesio-szofer wrócił cału zmartwiony do samochodu, opowiedział o wszystkim misjonarzowi, ten go pocieszył jak mógł...
Czesia z godzinki na godzinę bladł, siwł????
Wieczorkiem dojechali do misji
Czesio nic nie mówiąc, nic nie zjadłszy poszedł spać
Rano Czesio był już martwy"
Czarna magia!!
Zaczyna mi się podobać coraz bardziej ta Uganda.....
Wczoraj była barbórka
Nasi przyjaciele zgotowali nam impre że hej. (były nawet czaka)
Waliliśmy w bębny, i śpiewaliśmy pieśniczki przez pół nocy.
(zdjęć nie będę zamieszczał)
Była rzeźnia.
Rano - Masakra
Jedziemy na motorkach nad nil górski (hotelik ekskluziw)
Leczymy się
Zapadają pewne decyzje....
Jako że po dobrym śnie dobrze się myśli siedząc nad Bahr al-Dżabal kontemplujemy widoczki
Nowo poznany w barze Czesio, opowiada nam znów o plemieniu Kakua
Opowiada
o wielu sytuacjach niezrozumiałych dla ludzi (czarna magia) miedzy
innymi opowiada historyjkę o kobiecie która urodziła potwora...
Podoba nam się.
Podejmujemy decyzję.
Śmigamy zakupić bilety do Ugandy
Postanowione!!!
Idziemy
Oczywiście
podczas "spaceru" parę razy zatrzymują nas Złotookie-Czesie (nie będę
już tego opisywał bo to i dla mnie stało się nudne)
Czesi-Złotookich mamy już teraz głęboko w ..... a oni to wyczuwają, podwajają swoje siły...
jedziemy
Dochodzimy do dworca
Mamy schowane aparaty (chyba bardzo dobrze)
Tłok
niemiłosierny (jak to w stolycy na dworcu) naraz jakaś kobieta ubrana
baaaardzo regionalnie (z ludu Dinka) podnosi ogromny larum
Bierze do ręki kamol i rozwala dwie szyby w stojącym obok matatu.
Bierze drugi i rozwala drugie matatu.
Sytuacja
się powtarza, "podekscytowana" kobiecina rozwala 6 samochodów, jeden
samochód nadjeżdżający widząc furię kobieciny, dał szybko na wsteczny -
cofając rozwalił autko jadące z tyłu a i też swoje
Niezły karambol (8 samochodzików - w tym i naprawdę fajne toyociki)
Sytuacja trwała dosłownie chwilę zanim Czesie wskoczyli na kobietę.
Zaczęli metodycznie tłuc ją kijami.
W przeżyciu tej przygody kobieta raczej nie miała szans na przeżycie (w bijących uczestniczyli i Złotoocy)
Po godzinnych pertraktacjach mamy bilety do Gulu
HURA???
Dowiadując się gdzie planujemy jechać, sprzedawcy biletów bardzo mocno nam tego odradzają?
Co jest kaman?
Od rana nic nie jedliśmy (no nie licząc parę taskerów)
Widzimy mile wyglądającą knajpkę
Wchodzimy
Ful wypas
Czesio-kucharz przygotowuje na naszych oczach "apetyczne" dania
(gdzie pani Gesler)
Butelką po fancie tłucze mięsko, matoke... (na butelce oczywiście jeszcze naklejka...)
Mój anioł podpowiada mi - "stary uciekaj, nie jedz tego"
Jesteśmy straszliwie głodni
Johny mówi iż anioł mój przesadza, nie takie coś już jedliśmy...
Zamawiamy
Po sutym "obiedzie" wychodząc z "restauracji" już wiem iż jest coś nie tak...
Zaczynają się pierwsze bóle
Rodził raczej nie będę, ale tak się czuję jakby z skonsumowanego obiadku rodził się w moim ciele Obcy.
Masakra
Jutro mamy jechać cały dzionek autobusem a ja mam w brzuchu obcego (nie z Nostromo a z Sudanu)
Po przyjściu na nasze legowisko, zażywam dwie garście proszków, układam się w pozycję embrionalną i staram się nie ruszać
Każdy ruch potęguję ból.
Oczywiście Johnowi nic nie ma, sączy sobie wrzątek chmielowy i łączy się ze mną w bólu.
Całą
noc nie śpię. Przy każdym, nawet najmniejszym ruchu moje trzewia wydają
takie odgłosy iż śpiący obok John budzi się co chwilka wystraszony iż
nas Czesie atakują...
Zazwyczaj nigdy nie mam sensacji żołądkowych, moja flora łatwo adoptuję się do otaczających mnie warunków.
Nie takie rzeczy się już jadło...
W
"obiadku" cosik musiało być jednak nie teges, ponoszę konsekwencjie nie
słuchania się mojego Anioła (no ale byłem głodny - usprawiedliwiam
się).
Wstajemy rano o 4.00.
Wlokę się do autobusu.
Boję się tej jazdy!!!
Autobusy afrykańskie zatrzymują się tylko wtedy gdy Czesio-szofer ma potrzebę. Czy to przeżyję??
Z jazdy za wiele nie pamiętam, naszprycowany jestem prochami. Cały czas boli...
Na granicy w Nimule jesteśmy w południe - te same szopki. Musimy przejść pieszo dwa kilometry, autobus jedzie sam pusty.
Załatwiamy wizy do Ugandy.
Czesie patrzą na mnie bardzo podejrzliwie - cosik za bardzo biały jestem (Johny śmieje się z mojej bladości).
Sudan Południowy opuszczam z radością.
Johny w pobliskich budach raczy się 60-cio stopniowym Taskerem - nie mogę na to patrzeć.
Zakupuję Colę.
Fajna
"Cieplutka"
Dwa łyki. Obcy w moim ciele znów się odzywa - nie lubi odrdzewiacza.
Wsiadamy do autobusu.
Nie pamiętam drogi (może i dobrze)
Wieczorkiem jesteśmy w Gulu, wita nas jakaś parada
to na nasz przyjazd? miłe
Znajdujemy jakąś norę malaryczną. Mamy spanie.
Jest dobrze.
Obcego chyba wydaliłem (nie było łatwo)
W Gulu nie spotykamy zimnego piwa.
Nie cierpię piwa (wiem profanacja, ale...)
Postanawiam już tylko delektować się Waragi, ewentualnie z lekarstwem które przegoniło obcego:
Ciepłe 60-cio stopniowe Waragi bardzo skutecznie gasi pragnienie...
Próbuję do tego nakłonić i Johna
John jednak woli zostać przy "cieplutkim" chmielu Waryjot
GULU
Gulu, niebezpieczna "mieścina"
Zamieszkiwana
przez Aczoli. Z tego ludu korzenie ma prezydent Obama (ciekawe
jeżeli jego wyborcy byli by w mieścinie jego przodków czy też na niego
by zagłosowali).
Z Gulu, z ludu Aczoli pochodzi też Czesio-Juzio - Joseph Kony.
Czesio-Juzio miał ciocię, twierdziła iż jest nawiedzana przez duchy.
Duchy mówiły jej iż ma założyć Ruch Ducha Świętego i oczyścić Ugandę z niewiernych - i tak też zrobiła.
Ciocia Józia zebrała kilkanaście tysięcy fanatyków, wybuchła wojna
Fanatycy wierzyli iż jak ich ciocia pobłogosławi to kule przeciwników zmieniać się będą w wodę.
Mieli pecha
Przegrali z siłami rządowymi
Czesiowi-Józiowi spodobało się jak tylu fanatyków idzie za jego ciocią murem.
Powiedział iż też ma widzenie i kierowany wolą boską założył sobie Armię Bożego Oporu prowadzącą wojnę aż do dzisiaj.
Smarując sobie na klatce piersiowej olejem krzyż oczywiście też chroni przed kulami.
Ile Cześków zginęło, nie wie nikt
Józio werbował dzieci (każąc im zabijać swoich rodziców), robił im sieczkę z mózgu i tak powstawali dzieci-żołnierze
Aczoli z Armii Bożego Oporu zostali wybici przez Karamoja i uciekli do Konga, a stamtąd do Sudanu (to tak w skrócie)
Niedobitki armii prowadzą do dziś jeszcze swoją aktywność.
Aczoli na co dzień chodzą sobie z maczetami (przez 20 lat ich mordowano, także nigdy nie wiadomo kiedy się przyda)
"Spacerując"
sobie po gulu zostajemy zatrzymani przez policję i mówią nam grzecznie
iż jak zapadnie zmrok to mamy być w swojej norze malarycznej bo nie chcą
rozróby
Fajnie, grzecznie....
Gdzieś w Gulu (nie pamiętam gdzie) spotykamy miłą dziewczynę.
Studiuje i mieszka na stałe w Kampali, a urodziła się i pochodzi z
plemienia Kakua??????
To chyba przeznaczenie?
Dziewczyna jest wykształcona, studiuje prawo.
Pytamy o to plemię.
Mówi nam iż tam nie jechać, tam niebezpiecznie, tam CZARY!!!!!!!
Opowiada nam historyjkę która wydarzyła się parę lat temu:
"Pewnego dzionka kobieta z jej plemienia poszła jak co dzień nad bajorko z kanistrem na głowie po wodę.
Przy okazji miała do przeprania parę ciuszków.
Po jakimś czasie kobieta przybiegła z krzykiem do wioski. Krzyczała iż COŚ w nią wlazło?
Cośik
musiało się stać bo zazwyczaj kobiety nie zostawiają swoich pojemników
(strzegą ich jak oka w głowie - to bardzo chodliwy towar), a Ona
przybiegła naga, bez ciuszków i kanistra.
Oczywiście reakcja wioski była natychmiastowa - chcieli jej wkulać gdzie ma kanister.
Ale Ona cały czas tłumaczy iż z wody wyszło COŚ (Utopek? Czupakabra? Ufok? - my obstawialiśmy Czupakabrę) i w nią WLAZŁO
Cała
wioska poszła nad wodę, znaleźli ciuszki, pojemnik i ani śladu po
Czupakabrze (jak mieli ją znaleźć jak siedziała w Czesiowej)
Szaman ją obejrzał - nic nie stwierdził
Nie ma tematu
Po jakimś czasie Cześkowej urósł brzuch. Ciąża - proste stwierdzili.
Po jakimś czasie (nie było to 9 miesięcy) Czesiowa wybiega z RYKIEM z chaty.
Poczeła się tyrlać na około chat na placyku, krzycząc, rycząc wniebogłosy.
Cała wioska przybiegła, skupiła się wokół Czesiowej nie wiedząc co jest kaman, jak jej pomóc?
Nawet szaman okazał się bezradny
Naraz Czesiowej rozerwało brzuch.
Czesiowa umilkła - na zawsze.
Z brzuszka Czesiowej wyskoczyła Czupakabra, no i pobiegła sobie w stronę rzeczki"
Opowiadająca
nam to Cześkowa, mówi iż wie iż to raczej nie możliwe (troszeczkę
wykształcona już była), Ona tego nie widziała osobiście (była w tedy w
Kampali), ale widziała to cała wioska - kilkadziesiąt osób.
Każda z osób mówiła to samo
No i Zmarła Cześkowa z rozerwanym brzuszkiem?
Właśnie podobną historyjkę słyszeliśmy już w Sudanie.
Cośik w tym jest?!
Chyba trzeba to zbadać!
Nie mówiąc nic do siebie już wiemy iż Karamoje poczekają
Bierzemy od Czesiowej jakieś namiary (jakby szaman sosik nie teges)
Czesiowa upiera się aby tam nie jechać, nawet Ona już troszeczkę rzadziej jeździ w rodzinne strony. No ale...
Krzątamy się po Gulu.
Tam gdzie chcemy jechać, matatu nie jeżdżą
Tam nikt nie jeździ
Pytając o dowózkę do Kakua wszyscy pukają się w głowę.
Jacy strachliwi ci Czesie w tym Gulu.
Szukając dowózki dochodzimy do targowiska
Zakład krawiecki na targu
Suszone Gavuni (w Chorwacji jedliśmy tylko smażone)
Do piwka - pychotka ( z robaczkami podwójna ilość białka)
Są i tilapie.
"Troszeczkę"
więcej higieny niż w stolicy Sudanu (jest cień - ilość "muszek"
jakby mniejsza, a może to my już przyzwyczajeni jesteśmy?)
Lubię targowiska.
Focimy
Nikt nie zaczepia
Luzik.
Aczkolwiek
spotkani mundurowi z karabinami proszą grzecznie abyśmy udali się do
swojego hoteliku. Tutaj jest bardzo niebezpiecznie dla muzungu -
dodają)
Podróże kształcą, Oni nie byli w Sudanie
Czas na obiadek.
Idziemy na świeżą antylopę.
Na danie "troszeczkę" czekamy, wypijamy "pare "cieplutkich" nilów
W "restauracyjce" Czesio daje nam namiary na gozdka który niedawno przyjechał do Gulu.
Nie
zna reali, nie zna Kakua (nie zna też dróg - ale to nam nie
przeszkadza, wiemy przecież gdzie chcemy jechać), może pojedzie z nami?
Po sutym obiadku idziemy dalej
Uganda
Tutaj jeszcze pora deszczowa wydaje ostatnie krople
No ale jest dobrze.
Chyba?????????
Jedziemy do KAKUA......
Umawiamy się z Czesiem-szoferem.
Oglądamy autko.
Tojotka
Wysokie podwozie, napęd na 4, no swoje w życiu przeszło ale może być
Negocjujemy cenę, twardy jest...
Jutro wyruszamy
Świt
Ful wypas
Droga ekspresowa (chyba najlepsza na naszej teraźniejszej trasie
Archiwum bloga
-
▼
2012
(12)
-
▼
grudnia
(10)
- cz.10 Uganda + Sudan Południowy
- cz.9 Uganda + Sudan Południowy
- cz.8 Uganda + Sudan Południowy
- cz.7 Uganda + Sudan Południowy
- cz.6 Uganda + Sudan Południowy
- cz.5 Uganda + Sudan Południowy
- cz.4 Uganda + Sudan Południowy
- cz.3 Uganda + Sudan Południowy
- cz.2 Uganda + Sudan Południowy
- cz.1 Uganda + Sudan Południowy
-
▼
grudnia
(10)
-
►
2011
(4)
- ► października (4)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz