Jedziemy sobie dalej podziwiając widoczki
Naraz w środku buszu wylatuje grupka malutkich (z 10-12 latek mieli) Czesiów z karabinami.
....
No zaczyna się cuś dziać!
Nasz
Czesio hamuje gwałtownie - oczywiście nie pamięta iż wiezie swego
pracodawcę na dachu, jeden z malutkich Cześków wskakuje na maskę naszej
toyotki i z arcypoważną minką wpycha mi lufę swego obrzyna w zęby
krzycząc coś po Czesiowemu
Wiercąc mi karabinem w ustach dodaje co chwilkę muzungu, muzungu.
Próbuję mu cosik odpowiedzieć ale wierzcie nie mówi się łatwo z żelastwem w gębie.
Prawdopodobnie
ta sama historyjka dzieje się na dole w szoferce, ale nie myślę w tej
chwili o Johnym (później mowi iż On też nie myślał o mnie - fajny
kumpel).
Przygoda na 102
I tak obejmując czule wargami
(modląc się by nie uszkodził mi jedynek - bo głupio się wygląda nawet w
zaświatach bez siekaczy) pokazuję małemu Czesiowi ekranik mego aparatu.
Na ekraniku cuda.
Byczek w bajorku, jego kumple z wioski... spada mu ciśnienie.... odkłada karabin, zęby całe. Uff
O zęby zadbałem teraz trzeba negocjować żywot.
Po
kilku kwadransach, przejrzeniu kilkuset zdjęć, przekazaniu 3 gum do
żucia i paru koralików i jednej latarki - breloczka - rozstajemy
się z bojówkami Czesia-Juzia.
Cholera za nisko się cenię.
Breloczek za 2,60 zł, guma do żucia, bransoletka - cuzamen poniżej 4 zł.
Masakra.
Schodzę do kabiny.
Zjadamy dużą część naszego zapasu Waragi.
Życie jest piękne
Żyjemy,
Jedziemy,
Nie jesteśmy "głodni"
Jest dobrze.
Po drodze zaglądamy do Rhino Camp. Myślimy iż się tutaj prześpimy.
"miasteczko" wita nas gościnnie
Myślimy o prysznicu, troszeczkę się zapuściliśmy
Dochodzimy do Nilu Alberta
można się kąpać
jeżeli hipcio za blisko podpłynie to należy wyjść z rzeczki doradzają Czesie
miejscowi obok naszego kąpieliska mają myjnię
"rzeczka" bogata w rybki, postanawiamy zapolować
Naraz na plaży pojawia się tłumek
Wśród tłumku?? Hindusi???
Podchodzą do nas pytają czy nas porwano???
Gdzie mamy ochronę??
Mówimy iż ja ochraniam Johna, John jest zaś moim stróżem
Jakoś dziwnie na nas patrzą - jak to hindusi
Okazuje się iż chcą założyć banku z jakieś korporacji indyjskiej w Arua.
Dziś niedziela i robią sobie (z swoją ochrona oczywiście) mały rekonesans po okolicy.
Opowiadają iż Rhino Camp jest bardzo niebezpieczne, tutejszy wodzu to porywczy gość
Hmmmm
Zapraszają
do swej hacjendy w Arua. Klima, basen... Zostawiają wizytówkę,
pytają czy ma ktoś z ich ochrony z nami zostać?? fajni ci hindusi,
śmieszni...
W basenie z krowami? wolimy z hipciami - co prawda pierdzą mordkami ale toz to Afryka.
Będziemy w Indiach to kto wie?...
Po ablucji udajemy się na zasłużony posiłek
Napoje tutaj mają z 60 stopni jak nic
Pycha
W "centrum" rozmawiając z lokalnymi Czesiami okazuje się iż hindusi mieli rację.
Wyczuwamy jak powietrze wokół nas gęstnieje
Mój anioł ryczy abym spieprzał z miasteczka
Całość, potęguje niesamowite wycie (opętanego przez duchy) Czesia
Opętany Czesio siedzi przed naszą restauracją i turla się po ziemi wydając niesamowite odgłosy.
Jego ryki nawet u mnie wywołują zjeżenie mojej sierści. Masakra.
Czesio pół roku temu cosik przeskrobał, i szaman rzucił na niego jakimś fetyszem.
No i tak zostało.
Ponoć w ogóle nie śpi, a jego ryki przechodzą w kwilenie jedynie kiedy cuś pije, lub je.
Fajnie
Niestety z "centrum" nie ma zdjęć
Fota w barze zrobiona ze stolika i tak wzbudziła kontrowersje, to znaczy wyciągnięcie aparatu z plecaka. Szkoda
Słucham mego anioła
Opuszczamy Rhino Camp
Znajdujemy przytulne schronienie na dzisiejszą noc
Życie jest piękne.
Po "cudownej" nocy wstajemy skoro świt i jedziemy dalej - na północ
"normalne" widoczki
W południe cosik zgłodnieliśmy
Mijamy jakąś rzeczkę - jakiś dopływ nilu alberta
Postanawiamy złowić obiadek
Znaczy się ja poluję, a Johny lata z aparatem po dżungli za małpami
Fajnie cieplutko, coś poniżej 50 stopni, no i nudy, nic się nie dzieje,
Pełno papirusu
Naraz zaczyna się akcja
Z naprzeciwka jedzie samochód??
Zatrzymuje się obok mnie. Z autka wychodzi trzech Czesiów.
Dwaj Czesie mają w ręku maczety.
Idą w moim kierunku
Pięknie
Zaczyna się cosik dziać
Johny wraz z Czesiem-szoferem lat po dżungli...
Ale nic to Baśka, wojenka to męska rzecz
Żywcem mnie nie wezmą
Mam przy sobie scyzoryk, żyłkę i całkiem duży haczyk
Jest dobrze powtarzam sobie (mój Aniołek chyba mówi coś innego - staram się go teraz nie słuchać)
Czesie podchodzą do mnie. Czesio bez maczety pyta co robię?
myślę - Dziwak jakiś?
mówię - ryby sobie łowię!
?????????????
Czesie spoglądają po sobie (nie jest źle, maczety są opuszczone - myślę)
Ryby, jaki ryby? w środku dżungli pytają
Chcę wyciągnąć suma odpowiadam, a słyszałem iż tutaj to idealne miejśce
??????????????
Dziwni ci Czesie
Za ich plecami widzę Johna z Czesiem-szoferem. Czesio-szofer trzyma się troszkę z daleka - strachliwy jakiś
Nie jest źle, myślę. Ja tutaj Johny z tyłu, czyli Czesie-maczetowcy są otoczeni. Nie wymkną się nam.
Czesie zauważają Johna, to wy tylko we dwójkę (dziwacy)
Jak chcecie łazić tutaj po dżungli to łaście, chcecie łowić to łowcie, ale tutaj niebezpiecznie
Emocje opadają....
Niebezpiecznie?
Tak, tutaj jest bardzo dużo much tse-tse mówią, bardzo duża śmiertelność
My wieszamy tutaj pułapki na te muszyska.
Okazało się iż Czesio bez maczety jest doktorem, i z wspomagania rządowego wiesza pułapki na muchy tse-tse.
Dwaj Czesie-maczetowcy wskoczyli do dżungli i poczęli ją karczować
Po chwili wisiały dwie pułapki
No to może już pojedziemy dalej, mówimy i tak też robimy
Zycie jest piękne
Archiwum bloga
-
▼
2012
(12)
-
▼
grudnia
(10)
- cz.10 Uganda + Sudan Południowy
- cz.9 Uganda + Sudan Południowy
- cz.8 Uganda + Sudan Południowy
- cz.7 Uganda + Sudan Południowy
- cz.6 Uganda + Sudan Południowy
- cz.5 Uganda + Sudan Południowy
- cz.4 Uganda + Sudan Południowy
- cz.3 Uganda + Sudan Południowy
- cz.2 Uganda + Sudan Południowy
- cz.1 Uganda + Sudan Południowy
-
▼
grudnia
(10)
-
►
2011
(4)
- ► października (4)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz