wtorek, 5 grudnia 2017

Birma 9 2017


Lecimy tym potworem do Bangkoku







Udało się
Wylądowaliśmy  -  czas to uczcić



W Bangkoku jesteśmy kilka dni
Oprócz balangi - trzeba coś zobaczyć




Wybieramy się na Wat Saket (złotą górę)








Wat Saket, jest to górka w Bangkoku zwieńczonym lśniącym złotym chedi o wysokości 58 metrów, gdzie przechowywane są relikwie Buddy.
Samo wzgórze jest sztucznym 79-metrowych kopcem z 318 schodami prowadzącymi za szczyt świątyni, skąd rozpościera się w piękna panorama na miasto.








Bangkok to sieć miliona kanałów w których pływają przeróżne łódki - wskakujemy do jednej z nich









Targ -  Pratunam  jeden z większych bazarków świata






jakże nie odwiedzić słynnej dzielnicy"







Rano kawa, śniadanie
Oczywiście na ulicy nieopodal Khao San




do wyboru i koloru
Bajka



Pieczone bananki



Bananów różne rodzaje





Płyniemy do Chinoli





China Town dzielnica chińska powstała w 1782 roku




Na ulicach znów góruje żarełko





słynne kaczki po pekińsku...





nieodłączne śmierdząco-smaczne DURIANY






 



czas na obiadzik
u Czesiowej sami komponujemy nasz talerz (ku uciesze całej ulicy)



Pychotka


Po całym dniu szwędania się po Chinolach bierzemy tuk-tuka i jedziemy nad rzeczkę do łodzi







Następnego dnia - Pływający targ
Bierzemy taryfę Czesio wiezie nas 50 kilosów na zachód od Bangkoku i zawozi do jakiejś agencji turustycznej wynajmującą łudki
W agencji Czesie oczywiście widząc białasów chcą nas wyruchać - śpiewają 120 zielonych za naszą grupkę
Wariaci
Mówimy naszemu Czesiowi by nas podwiózł do samego targu. Jedzie z nami do następnej agencji - 110 dolców.
Sytuacja powtarza się jeszcze raz, znudzeni mówimy Czesiowi aby jechał z nami tam gdzie my chcemy
Nie godzi się na to mówiąc iż to nie ma sensu i cena  110 to największa promocja o jakiej on słyszał.
Po pięciu minutowej utarczce mówimy Czesiowi aby się pałował i odchodzimy pieszko w stronę targu (trzeba dodać iż jesteśmy na naprawdę wielkim zadupiu) Czesio zdumiony iż go opuszczamy mamrotał pewnie długo swe tajskie przekleństwa, a my ucieszeni (za friko podjechaliśmy) maszerujemy
Po 20 minutkach dochodzimy do pierwszego kanału, jakaś Czesiowa krzyczy za nami iż za 30 baksów - uśmiechamy się - życie jest piękne
Przy następnym kanale jakaś babcia woła 15 dolców - nie chce nam się już dreptać (45 stopni)

Płyniemy



co kanał to można cosik zakupić



Jesteśmy bardzo wcześnie dlatego mamy przyjemność pływania bez natłoku turystów którzy za godzinkę dwie tutaj dotrą







Bajkowo





Najazd białasów






na łódkach od owoców po obiadzik - wszystko...







No i glizdy dla turystów




ach te owoce...


nie wiem co ale fantastyczne
jakiś kandyzowany owoc słodki i kwaskowaty jednocześnie - w środku twarde jak kamienie pestki




Późnym popołudniem busikami, tuktukami i innymi środkami próbujemy totrzeć do Bangkoku





no i dojechaliśmy
kolacyjka



no i ostatnia impreza na Khao San Road


Nie rozdrabniamy się
Pijemy z wiaderek



Rano - cel lotnisko






Fajne pożegnanie z Tajlandią



Jesteśmy w Dubaju



Ostatni pośiłek
Następne już w Europie



KONIEC


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz