Zdobywamy Harer
Pod murami można zakupić przepyszne bagietki
Spuścizna po włochach
Zaglądamy do różnych domostw, placyków
W jednym z nich zapraszają nas na kawę
Oczywiście korzystamy z zaproszenia
mieszkanko całkiem spoko - europejsko
W pokoju zastawiony kącik do zaparzenia buny (kawa)
Bunę przy się w dDżebenie (gliniane naczynie)
Oczywiście ziarna Czesia pali na miejscu, następnie uciera w moździerzu i zaparza.
Zajefajny napój
Zwyczaj każe wypić zawsze trzy filiżanki kawy.
Pierwsza kawa - abol - skłania do rozmowy, rozgrzewa krew, otwiera duszę i serce
Druga kawa - tona - słabsza od poprzedniej (ale dalej mocna), Czesiowa nie dodaje nowej kawy (taka zalewajka) trzeba skupić się na jej smakowaniu i zadumać nad sprawami bieżącymi
Trzecia kawa - baraka - jak nas opadną emocje po pierwszej kawie, gdy znuży nas kontemplacja po drugiej, przy trzeciej można po prostu odpocząć
Siedzimy rozmawiamy, fajnie
Naraz przychodzi do domu mama naszej Czesiowej-kawiarki.
Mama przychodzi z kościoła, ksiądz po mszy rozdaje (chyba wszystkim Czesią) holy bread (święty chleb) (gotowany bób, kukurydza, i inne zboża), aby podzielili się w domu z bliskimi którzy do kościoła nie poszli
Czesiowa-Mama częstuje nas po czym ewakuujemy się z domu
Szwendamy się dalej po mieście.
Trafiamy do muzeum
W gablotach kajdany w których białasy gnali Czesiów do najbliższego portu
W południe trafiamy na placyk gdzie sprzedają mięsko
Zlatuje się tu dużo padlinożerców
Dostajemy z pobliskiego sklepiku trochę ochłapów.
można nakarmić sokoły z reki
Nie jest to może najmądrzejszy pomysł
Jeden z ptaszków szponami rozwala mi rękę
Fajnie
Idziemy dalej
Przy murach - starzy bywalcy, amatorzy khatu
No w końcu stolica khatu
Trafiamy również do przydomowej palarni (fabryki) kawy
Po zakupie paczki można przyjrzeć się z bliska lini produkcyjnej
W miasteczku jest i nasz kościółek
Odwiedzamy go
na przedmieściach charakterystyczne dla tego miasta - niebieskie samochody
Obiadek w lokalnej knajpce
Przy obiadku poznajemy Czesia, który po krótkim wywiadzie (dowiaduje się iż jeszcze nie mieliśmy bliskiego kontaktu z lokalny ziołem) zaprasza nas do siebie
Oczywiście idziemy
Lądujemy w jakiejś szopie - zresztą bardzo przytulnej
Z Czesiem jest też i jego kumpel, który po minutce załatwia pokażmy worek zioła
Jesteśmy w raju???
Zapalamy sziszę
Oglądamy telewizor przy wyłączonej foni
Z magnetofonu na cały regulator reggae Marleya
BAJKA
Czy dobre??
Daje kopa??
Smakuje jakby listki brzozy, po kilku minutach drętwieją usta - taki dziwny smak
Trzeba przeżuwać młode pędy listków (nie połykać zaraz - jak najdłużej trzymać w policzkach)
Szału nie ma
Czesie mówią iż od czasu do czasu należy przegryźć świeżo palonymi orzeszkami i przepić wodą
Szału nie ma
Po trzech godzinkach jeden z Czesi się resetuje
Więc chyba cuś w tym jest...
Widziałem, spróbowałem...
Raczej nie będę tego powtarzał.
Oprócz fajnej atmosfery, klimatu nam białasom nie warto tego rzuć
Idziemy do naszego hoteliku, po drodze zakupujemy flaszkę - i jest ok.
Opuszczamy Harare
Ofiary khatu
Alarmy antywłamaniowe
Przejeżdżamy przez krainę wygasłych wulkanów
Kratery wulkanów olbrzymie kaldery w których bardzo żyzna gleba pozwala na przeróżne hodowle
Niektóre kaldery zalane są wodą
Już nad ich brzegiem buduje się luksusowe ośrodki
No i jesteśmy w Addis
Nocleg i ostatni spacer
No i "wycieczka" dobiegła końca
Czas do domu
Suuuper :-)
OdpowiedzUsuń