środa, 26 marca 2014

Etiopia cz.5

Jedziemy  dalej, trzeba zdążyć do Sodo (umówiliśmy się).
Dziś w planach mamy dojechać do Jima.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Po drodze zatrzymujemy się na lunch



Obrazek




drobno posiekana i podsmażana koźlina - pycha


Obrazek




zapijana miejscowym tedżem i kilkoma kawkami, hmm, nawet wchodzi...


Obrazek





W samochodzie zażywamy probiotyki


Obrazek


tak w razie czego...

Ta jazda zaczyna być denerwująca.
Niestety umówiliśmy się w i trudno...

Dziś jedziemy cały dzionek z Jima do Sodo

Widoczki takie sobie - mało afrykańskie

Raniutko zauważamy na naszej drodze wypasioną restauracyjkę, zatrzymujemy się by cosik wciągnąć

Obrazek

Obrazek


Smażone mięcho z fasolą, kukurydzą to jest to
Mega śniadanko - to solidna podstawa


Obrazek




Zaczynamy - afrykańsko
Herbatka z "ciasteczkiem"



Obrazek

Obrazek



Jest bardzo wcześnie, także Czesia dopiero co parzy kawę, mamy czas, poczekamy

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek





Z kawą treściwsza część śniadanka


Obrazek




Jedziemy.

Poniższy widok to bardzo częsty obrazek


Obrazek


Zaczadzony szofer - przeszarżował...


Jak fajny widoczek to go kontemplujemy...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek




Masakra
Tak żyzna kraina, spichlerz Afryki - i doprowadzić w latach osiemdziesiątych do takiego głodu?
Rzekomo winna była susza, lecz przewagą była polityka, niegospodarne zarządzanie. Pieniądz.
Masakra


Jedziemy dalej


Obrazek



Późnym popołudniem dojeżdżamy do Sodo.
Jak na razie nie mamy kontaktu z naszymi "przyjaciółmi".

Nasz Czesio-szofer dzwoni do swego biura w którym wszystko załatwialiśmy (odbiór naszych "przyjaciół" z lotniska, samochód, hotel...)

Cóż się okazuje?

Goście nie przylecieli??????


Dzwonimy do nich.
Po wielu próbach dodzwonienia kontaktujemy się wreszcie z osobą która miała przylecieć w tej wesołej grupce (w sumie to dziewczyna która chyba najbardziej chciała polecieć a reszta wystawiła ją do wiatru, sama bała się polecieć).
Dziewczyna tłumaczy nam dlaczego pięcioro ludzi którzy praktycznie wszystko mieli załatwione nie poleciało.

Ręce opadają...

Nie polecieli ponieważ stwierdzili iż jak nas okradli to Etiopia musi być bardzo niebezpiecznym krajem.
No i w sumie to strach tam lecieć.
No i my nie odbieramy ich z lotniska tylko jakiś Czesio który może wszystkich pięć osób zamordować i zjeść.
No i to w ogóle lepiej nie lecieć, niebezpiecznie.


Znów się potwierdza nie rób komuś dobrze...

No i tak właśnie jesteśmy w plecy kilkaset dolarów (wszystkie zaliczki poszły...)
W sumie goście także do tyłu są..., sam kupowałem im bilety lotnicze (nie były ubezpieczone), nie wiem jakim człowiekiem można być... są ludzie - są klamki...

"Troszkę" nas podniecili...

Idziemy się odstresować...




A tak na marginesie (i dla humoru (czarnego?)) jeden z gozdków którzy mieli jechać dał w depozyt Adrianowi dwie butelczyny lekarstwa (rzekomo miało mu się już nie zmieścić w swój plecak).
Oczywiście lekarstwo zażyliśmy.

Parę tygodni po przyjeździe dzwoni telefon.
Gozdek - Wojtek (takie miano na chrzcie mu dali) odzywa się w słuchawce (do tej pory z nikim z tamtej grupki nie rozmawiałem - jakoś gadać mi się z nimi nie chciało).

No i Gozdek-Wojtek prawi iż zażyliśmy jego lekarstwo (w sumie bez jego wiedzy) to też trzeba partycypować w kosztach tegoż medykamentu.


Ach...


No niestety, ubożsi o kilkaset dolarów, no i nieco nam podnosi się cenka na dalszą imprezę. Koszty miały rozkładać się na większą ilość osób - tak dzielimy wszystko na trzy
Trudno

Łagodnie mówiąc jedziemy bez owieczek.

Cel - Arba Minch

Za Soda wjeżdżamy w sam środeczek wielkiego rowy afrykańskiego - fajne widoczki - po prawej stronie olbrzymie górki


Obrazek

Obrazek




Po drodze zatrzymujemy się na kawkę, sok.
Pycha

Obrazek

Obrazek

Obrazek






Zajeżdżamy do wioski Dorze
Czesie Dorze to lud tkaczy. Wytwarzają z bawełny fajne chusty, szale...
Dorze to także ich charakterystyczne domy w kształcie ula (inni nazywają je także głowami słonia)


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Domki te zbudowane są z bambusa i tzw. fałszywego bananowca - dochodzą do dwunastu metrów
Domki te stoją około 40 lat (zjadane są systematycznie przez korniki w związku z czym kurczą się - opadają, jak nie ma już jak mieszkać Czesie budują następny).

W domkach Czesie mieszkają razem z bydłem.
W centralnej Części palenisko.
Fajnie


Obrazek

Obrazek

Obrazek







W wiosce są również mniejsze domki przeznaczone jako "hoteliki" dla turystów



Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek






Fałszywy bananowiec nie rodzi wprawdzie bananów lecz Czesie wykorzystują go w 100 procentach.
Oprócz wykorzystywania go jako budulec, służy także do ciamania.
Czesie ucierają łodygi liści bananowca (potarte łodyżki pachną a i smakują jak mizeria)


Obrazek

Obrazek





Z potartej papki Czesiowa formuje kulę, zawija na kilka dzionków w liść bananowca aby sfermentowało


Obrazek

Obrazek







Następnie już z fermentowanego ciasta wyrabia placki



Obrazek

Obrazek

Obrazek


Obrazek

Obrazek






Placek zawija oczywiście liściem bananowca
I na ognisko

Obrazek

Obrazek

Obrazek






i co nam wyszło??
pizza (oczywiście fałszywa, bo z fałszywego bananowca)



Obrazek


Jako dodatki - miód (oczywiście z wkładką mięsną), do tego pasta z barrrrdzo ognistej papryki

Obrazek

Obrazek

Obrazek

To wszystko popijamy ichniejszym bimberkiem - ochyda, lecz jakoś nie wypada odmówić


Chyba za dużo bimberku, trzymają nas się jakieś głupoty
Zulus Czaka???

Obrazek

Obrazek

Obrazek




Wyjeżdżamy z wioski
Trzeba spłukać ten ohydny bimber

Obrazek


Obrazek




Mamy towarzystwo


Obrazek

Jedziemy do Weyto

Cały czas dołem wielkiego afrykańskiego rowu - fajne widoczki






Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek





Robi się coraz cieplej - południe
Rzeki wyschnięte - susza




Obrazek

Obrazek




W Konso zatrzymujemy się na targu



Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Obrazek

Obrazek


W Weyto idziemy coś wciągnąć.
W zawszonej norce malarycznej w której biesiadujemy poznajemy Czesia-Rasta w polskiej koszulce.
Czesio oczywiście nie ma pojęcia o tym co nosi
Co nie przeszkadza nam w zawarciu nowej znajomości

Obrazek

Obrazek






Jesteśmy zmęczeni podróżą musimy znaleźć jakąś norkę do przekimania.
Szukamy przemieszczając się dalej

Widoczki jak u nas na wsi
Wsi spokojna...






Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek





Znajdujemy wreszcie jakiś "hotelik"
Z zewnątrz nawet nieźle wygląda.
Zostajemy
Zobaczymy jak będzie


Obrazek

Obrazek

Obrazek



"Hotelik" okazał się masakryczną norą
Taka przyroda jaką otoczyliśmy się tej nocki była przytłaczająca - dosłownie

Kładąc się do snu, rozwiesiłem swoją moskitierę (w pokojach co prawda są ale dziurka na dziurze).
Położyliśmy się i się zaczęło...

Tyle robali w swoim życiu nie widziałem.
Pokoik miał ściany z bambusa (czyli otwory około dwu centymetrowe), pod sufitem otwór technologiczno-klimatyzacyjny, taki na jeden metr - czyli w pokoiku było stosunkowo widno gwiazdy i księżyc to niezła iluminacja

Po mojej lokalizacji na swojej pryczy po paru minutach otoczyła mnie ciemność.
Na moskitierze powstała centymetrowa warstwa robactwa.
Moskitiera oczywiście nie poddała się tej ofensywie, uginawszy się otuliła mnie szczelnie. Robaczki zaczęły chodzić pośrednie (przez siateczkę) po moim ciele.
Fajnie.
Cieplutko (na zewnątrz noc - temp. powyżej 30 stopni, w mojej celi około 50).
Robaczki masują moje spocone, nie umyte ciałko.
Błogostan - trwający dłuuuga noc

Jakoś ogromnie wszyscy się cieszymy gdy nadchodzi poranek
Przed naszymi celami tradycyjne nocniczki.

No teraz po tak upojnej nocy cieplutkie piwko jak najbardziej wskazane



Obrazek



Na zapleczu naszej norki pełno sępów

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek




W tym właśnie otoczeniu konsumujemy śniadanko


Obrazek



No, koniec dobrego, jedziemy dalej


Obrazek


Z Waeto jedziemy dalej.
Po drodze zahaczamy o lud Tsemay


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Czesie Tsemay, w przeciwieństwie do innych Cześków z doliny Omo podchodzą bardzo liberalnie do spraw seksu.
Dziewczyna Tsemay nie musi pozostać "czysta" do dnia swego ślubu, jeżeli zechce może mieć partnera i utrzymywać z nim stosunki przedmałżeńskie.
Jednak kultura zabrania dziewczynom posiadanie dziecka z tego związku. (je zeli jest dziecko musi być ślub).
Podczas wesela, panna młoda i pan młody mają golone głowy i namaszcza się je masłem.
Od tego dnia, para jest wolna od jakichkolwiek prac na następne sześć do dwunastu miesięcy. (czas miodowy).

Tradycyjny strój Cześkowych Tsemay obejmuje skórzany strój. Czesie zresztą też chodzą w skórach.



























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz