piątek, 28 marca 2014

Etiopia cz.3

Jazda na dalekie południe - ciąg dalszy

Obrazek

Jedziemy w stronę Mizan Teferi.
Krajobraz zmienił się z pustynnego (buszowego) na bardziej zielony (dżunglowy?).
W sumie cały czas jesteśmy w górach.
Etiopia to "wysoki" kraj, jej stolica leży na wysokości 2400 m n.p.m. Aż trudno w to uwierzyć - AFRYKA...

Po drodze mijamy okoliczne wioski (miasteczka) z ich mieszkańcami - góralami abisyńskimi


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



W jakimś miasteczku zatrzymujemy się na obiadek w porządnej abisyńsko-góralskiej restauracji

Obrazek

Zamawiamy koźlątko. Do popicia oczywiście Buna
Przynoszą nam kilka tac. Nie jesteśmy fanami indżery, więc nasz Czesio-szofer załatwia nam ("prawie" świeże...) bułki.
Pychota.

Obrazek

Obrazek



Może to nie wygląda wspaniale i tak okazale jak z plackami szmatowymi (czyt. indżera), ale smakuje przednio.


Obrazek

Obrazek


Po sutym posiłku jedziemy dalej.
Oczywiście troszeczkę trzeba się odkazić (żeby nie było)

Obrazek


Sprawdzamy jeszcze koordynaty naszego celu i w drogę

Obrazek
 Jedziemy, od czasu do czasu mijamy abisyńskie góralskie wioski

Obrazek

Obrazek


Szympansy przemieniają się w Gerezy
Fajnie

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Gereza abisyńska spędza ponad połowę dnia odpoczywając, w pozostałych godzinach zdobywa pokarm
Gereza wydaje charakterystyczny imponujący ryk zwykle wykonanywany przez dorosłych dominujących samców. Ryki te zwykle mają miejsce w nocy lub o świcie i pomagają utrzymać odstęp pomiędzy sąsiednimi grupami



Obrazek


Obrazek





Etiopia to królestwo kawy
Mijamy mnóstwo plantacji tych przepysznych ziarenek


Obrazek

Obrazek




Gospodarstwa kawowe (PGR-y) podzielone są na sektory
Poszczególne sektory obsługiwane są przez kolejne wioski.
Czesie zbierają ziarenka, suszą i oddają do swego PGR-u. Zarządcy utrzymują, dają jeść, edukują dzieci...
Cywilizacja


Obrazek




Zbieraniem kawy trudnią się całe rodziny

Obrazek

Obrazek





Świeżo zebrane ziarenka


Obrazek

Obrazek





A tak czarne (albo kolorowe) złoto rośnie


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Wracając z pola Czesie zbierają drzewo na węgiel drzewny.
Nie ma bezproduktywnych kursów


Obrazek

Obrazek

Obrazek




Jedziemy, jedziemy

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Znów nasze znajome

Obrazek

Obrazek

Obrazek




Mijając kolejną wioskę, zatrzymujemy się na obiadek
Ta oto niepozorna "restauracyjka", no i zapraszający nas Czesie-smakosze skusiły nas momentalnie

Obrazek



Zaplecze (zmywak) naszej restauracji

Obrazek



Nasze "zapasy" w zatrważającym tempie nieustannie się zmniejszają.
Trzeba oszczędzać
Zaczynamy wspierać etiopski rynek. Jak by to jeszcze schłodzone było - nie było by źle, no ale...


Obrazek


Obrazek




Na początku Czesio-kelner wspaniale nas obsługuje.
Po którymś razie stwierdza (my zresztą też) iż z takimi białasami wygodniejsza jest samoobsługa.
Afrykańskie lenistwo? czy nasz wzmożony apetyt?
Trudno powiedzieć.


Obrazek



Jemy.
Focimy.
Jemy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek




Ach, jadło by się tak do wieczora, niestety trzeba ruszać.
Jedzonko nie skonsumowane karzemy zapakować i bierzemy na wynos.


Obrazek

Obrazek

Obrazek


Obrazek

Obrazek

Obrazek


Śpimy w Mizan Teferi.
Norka jak norka. Raniutko jedziemy dalej - nic specjalnego

Około godziny 15.00 jesteśmy w Dima
Oczywiście jako białasy (tutaj to już rzadki widok) wzbudzamy niemałą sensację.
Duże Czesie, jak to Czesie... Najbardziej wdzięcznym tematem fot są małe Czeski.


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek





W Dimie znajduje się niezły "hotelik" lokujemy się.
Jest dobrze.



Obrazek





Po drodze zrobiliśmy zakupy także konsumujemy obiadzik

Obrazek




Zaplecze sanitarne naszej nory malarycznej na pewno kiedyś będzie niezłe.
Łazienki porobione, niestety o wodzie zapomnieli.
Woda z beczki
Nie jest źle.
Jest dobrze.


Obrazek

Obrazek

Obrazek



Na zapleczu naszego mieszkanka ogródek

Obrazek




W dole ogródka - zamiast wróbelków troszkę większe ptaszki

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Mam nadzieję iż sępy nie zwęszyły naszych ciał i nie przyleciały specjalnie dla nas.


Po obiadku idziemy nad rzekę Akobo.
Tutaj widać ewolucję (teoria darwinowska się kłania).

Zaraz pod mostkiem kąpie, myje się, pierze, zmywa naczynia - całe miasteczko (wszyscy Czesie-Dima)

Obrazek

Obrazek





Poniżej biegu nurtu (w brudach z Czesi stojących powyżej) inni Czesie nabierają do picia (do swych żółtych baniaczków) wodę

Obrazek

Obrazek




W górze rzeki (tam gdzie najczyściej) pawiany spożywają w spokoju wodę

Obrazek

Obrazek



Kto tutaj stoi wyżej na drabinie ewolucyjnej???

Notabene my także pijemy przyniesioną wodę przez Cześków z rzeki.
Pycha.

Nad rzeką Akobo spotykamy pierwszych Czesiów Surma


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek





Surma idą kilka dni (niekiedy tydzień) do miasta aby sprzedać skóry swoich zwierząt i zakupić najpotrzebniejsze rzeczy (lekarstwa (dla zwierząt oczywiście), noże itp.)

Obrazek


Nie wiem kto jest bardziej ciekawszy kogo?
Czesie-Surma - białasów?
Białasy - Cześków

Integrujemy się. Mamy zadanie ułatwione gdyż Surma nie są na swoim terenie (w swojej wiosce).
- no może na terenie swoim są, w przeszłości Czesie-Surma zostali przymuszeni do podpisania (ha, oczywiście pisać nie umieją - mało kto , a prawie nikt nie mówi po amharsku - czyli odcisnęli tylko swój palec na dokumencie) papierów które odebrały im ich ziemie (oczywiście Czesie nic za to nie dostali). Ziemie zostały wciągnięte do Parku Narodowego Omo.
Na dzień dzisiejszy są nielegalnymi mieszkańcami swoich własnych ziem.
Nie mają tak dobrze jak ich koledzy Mursi, którzy z uwagi na stosunkowy łatwy dojazd białasów stanowią niezłą atrakcję folklorystyczną.


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek




Idziemy na obiadek
Indżera z różnymi tefu

Obrazek

Obrazek







Ja skosztowawszy indżerę naszego Czesia-szofera zjadam jego i zamawiam jeszcze jedną indżerę z kitfo

Obrazek


Obrazek

Obrazek


Kitfo to półsurowe kozie mięso (praktycznie surowe - taki tatar)
Kroi się go w paski i drągiem rozbija na miazgę,.
Przyprawia.
Pycha.


Wszystkiemu przyglądają się nasze Czesie-kelnerki

Obrazek

Obrazek







Po obiadku deser

Obrazek


Surowe mięsko dało się we znaki.
Dzisiejsza noc była przesrana - dosłownie.
Masakra.
Ale kitfo dobre było. Mało białasów chce to jeść. Ciekawe doświadczenie...

Raniutko wstajemy skoro świt
"Hotelik" budzi się do życia.


Obrazek


Pod kuchnią dopiero co rozpalili w przygotowaniu na śniadanko

Obrazek


My nie czekamy.
Jemy swoje zapasy.
Ja niestety dzisiejszy dzionek pauzuję.
Tylko rozgazowana, cieplutka cocacola.
Super dziś nie będzie.

Obrazek



Jedziemy


Obrazek



Busz płonie dalej


Obrazek



Ptaszki szukają pieczystego

Obrazek

Obrazek



Po drodze mijamy jeszcze śpiących Czesiów-surma, śpieszących do miasta (lub z)

Obrazek



Przejeżdżamy przez wiele rzek. Niestety prawie koniec pory suchej powoduje iż z naprawdę pokaźnych rzek pozostają tylko strumyczki lub puste koryta

Obrazek

Obrazek


Na drodze pojawia się coraz więcej Czesi z plamienia Surma.
Prawie każdy z dorosłych (wojownik) Czesi nosi ze sobą karabin.
Przeważają kałasznikowy, ale są i takie które trudno zidentyfikować
Zaczyna być afrykańsko, ciekawie.
Nareszcie??!!!


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Przekraczamy góry Dukunu (amharic).



Obrazek


Dojeżdżamy do Kibish. Wczesne popołudnie.

Siadamy w miasteczku w jakiejś jadłodajni
Czuję się fatalnie i tak też wyglądam


Obrazek



Mój organizm od wczorajszego wieczora nie nic przyjmuje.
Masakra.
Ale kitfo dobre było!
Jestem blady, pocę się niemożebnie, w dodatku co jakiś czas mój organizm chce wydalić wszystkie wnętrzności z mojej powłoki.
Siedzimy sobie. Próbuję wbić w siebie rozgazowaną cieplutką coca colę.
Ciężko wchodzi.
Nawet focić nie mam sił.
Johny przytargał skądś jakiś rozgotowany makaron, polany czerwono-brunatną bryją. Nazywa to spaghetti.
Prawdopodobnie w innych okolicznościach przyrody bym to wciągnął, lecz dziś odrzuciło mnie na sam widok.
Nie wytrzymuję.
Idę , próbuje iść na boczek. Niestety, Za jadłodajnią w której się zainstalowaliśmy nie można zrobić tego co mój organizm uważa za niezbędny w tej chwili. Dookoła siedzi mnóstwo Czesi. Mnóstwo. Jak później się okazało szykują strategiczny plan - ponoć trwa wojna Czesi-Surma z Czesiami-Bumi.
Chyba zemdleję.
Mój widok wzbudza litość w jakiejś małej rezolutnej dziewczynce. Malutka Czesia nie mówiąc ani słowa (ja też zresztą nie potrafię w tej chwili nic mówić, ba poruszanie również mam ograniczone), bierze mnie za ręce i dokądś prowadzi.
Nie dbam o to, wszystko mi jedno. Idziemy poprzez wioskę - miasteczko (z drogi tam niewiele pamiętam). Droga wydaje się wiecznością.
Wreszcie dochodzimy do przybytku rozkoszy królów (aczkolwiek smród tutaj panujący powalić mógłby słonia). Ale ja twardy jestem (no może teraz troszkę rzadki), wytrzymuję, ha nawet spędzam tam jakiś czas.
Moim poczynaniom w przybytku przygląda się pokaźny tłumek Czesiów, głośno komentujący moje zmagania z kitfu, które niestety opuszcza moje ciało
Ale kitfo dobre było!

"Moja" mała Czesia przynosi mi kanister wody koloru kawa z mlekiem.
Bajka.
Biorę prysznic.
Jestem jak nowo narodzony
Żyję

Trzymając za rączkę mojej wybawicielki wracam do kumpli. Rozglądając się teraz żałuję iż nie mam aparatu. W miejscu do którego dotarłem, normalnie funkcjonujący białas nie dochodzi. Jesteśmy na obrzeżach miasteczka.
Szkoda byłyby fajne fotki

W jadłodajni kumple chcieli już organizować akcję poszukiwawczą, nie było mnie prawie godzinkę.
Ale czuję iż zaczynam żyć na nowo.

Moja wybawczyni dostaje kilka bransoletek - cieszy się jak diabli.

Robię fotki wokół jadłodajni

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Jesteśmy w Kibish
Trzeba tutaj zakotwiczyć - niedaleko fajna wioska ludu Surma
Problem rozwiązuje się sam (a nawet troszkę nas przerasta).
Jesteśmy leniwi i wymyślamy aby do wioski dojechać naszym nissanem. Przekraczając rzekę Goderi - zakopujemy się w niej.
Wysiada nam reduktor. Nasz nissanek przestaje być napędzana na cztery łapy. No to może być problem.

Obrazek

Obrazek



Awaria wydaję się poważniejsza, mamy problemy z wyciągnięciem naszego pojazdu.
Poznany nad rzeczką Czesio stwierdza iż wieczorkiem nad rzekę przyjdzie większość Czesi-Surma aby się malować, postanawiamy rozbić się niedaleko, jak Czesię przyjdą mogą być ciekawe foty a i pomogą wyciągnąć nasz samochodzik.

Rozbijamy się

Obrazek

Obrazek


Czuję się fatalnie.
Wyłączam się na pół godzinki

Obrazek



Po regeneracji z dna plecaka wygrzebuję buteleczkę niestety już ostatniego naszego krajowego lekarstwa

Obrazek


Parę kropel passporta stawia mnie na nogi


Nad rzeczkę przychodzą pierwsze Cześki.

Obrazek


Super widok.
Każdy z wojowników Suri posiada jakąś broń (przeważają kałasznikowy ale i jakieś zabytki też widać są w modzie).
Czesie-Surma są bardzo nieufni. Niestety nie pozwalają się fotografować.
Jak nie widzą (cały czas stoją z boku i patrzą) to troszkę trzaskamy

Obrazek




Młode Czesie jak zwykle żenić się chcą.
Staje się to już troszkę nudnawe, no ale dla dobra nauki, fot, trzeba się poświęcić...


Obrazek


Czeski rozbijają nad rzeką kamienie, robiąc z nich papkę malują się w różnorodne wzorki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Czesie Surma w młodym wieku mają usunięte dolne zęby i ich dolne wargi zostają przebita, potem rozciągane tak aby umożliwić włożenie glinianych krążków.
Niektóre kobiety mają rozciągnięte wargi, tak iż mogą przełożyć sobie je za głowę

Dlaczego tak robią???
Do dnia dzisiejszego nikt naprawdę tego nie wie.

Jedni twierdzą iż Czesie robią tak do upiększania się (aby jakiś wojownik zechciał je poślubić).
Drudzy dywagują iż w przeszłości Czesie robiły tak aby się oszpecić i wtedy miały luzik z handlarzami niewolników.
Jak jest naprawdę?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Czesie pomagają nam wypchać samochód z pułapki.
Hura, możemy dalej jeździć (co prawda nieco oszczędnie - tutaj paliwa nie zakupimy)

Obrazek

Obrazek



W "miasteczku" dowiadujemy się iż właśnie trwa wojna pomiędzy plemieniem Surma i Buni.
Szkoda - przez front nie przebijemy się. Nie będzie zdjęć Cześków Bumi, szkoda.

W Kibish wszystkie Czesie dziwią się iż jesteśmy tutaj sami.
Gdzie nasza obstawa? Wojsko?
Wszyscy twierdzą iż tutaj niebezpiecznie dla białasów.
Wpadamy na genialny pomysł. Postanawiamy załatwić sobie ubezpieczenie.

Wynajmujemy dwóch Cześków z bronią aby na czas pozostania w tym rejonie bronili nas dzielnie.
Zabieramy ich do nas ku namiotom, dla przełamania lodów wlewam im parę kropelek naszego lekarstwa.

To był błąd.

Jeden z Cześków pada zaraz nieprzytomny (czyt. narąbany jak meserszmit).
Przedawkowałem z lekarstwem (było to dosłownie parę kropelek).

Nic to. Zaciągamy go w krzaki. Niech odpoczywa.
Robimy sobie słit focie


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Zbliża się wieczór.
Wymyślamy polowanie w pobliskiej rzeczce.
Z nowo poznaną przyjazną rodzinką Cześków-Surma załatwiamy by pilnowali nam samochodu, namiotów, no i relaksującego się w krzaczkach naszego Cześka-Bodyguarda.
Mamy obawy. Rodzinka jest bardziej zainteresowana przeglądaniem się swoim facjatą niż pilnowaniem aby inni Czesie-Surma nie wynieśli naszego dobytku.

Obrazek

Obrazek


No nie wiem czy dobrze robimy. Zostawiając ich samych z naszym lekarstwem no ale jakby co mamy ich podobizny na zdjęciu.
Znajdziemy ich - jakby co :)

Bierzemy broń naszego leżakowicza i idziemy na ryby.
Nasz Czesio-szofer mówi iż poradzi, dlatego bierze kałacha
Po drodze dołącza do naszej wesołej grupki Czesio-Surma-Ucywilizowany, syn wodza, uczęszczał do szkółki w Gambeli. Twierdzi iż będzie naszym przewodnikiem. Przyda się ktoś kto troszkę bardziej niż my szprecha po "Surmijsku", bierzemy go.


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Niestety, połów się nie udaje, ale spacerek przedni.

Obrazek



Po przyjściu, wszystko na swoich miejscach.
Namioty stoją, Nissanek stoi, Czesiek-Bodyguard w krzaczkach nieprzytomny.
Obdarowujemy naszą rodzinkę Czesi-stróży bransoletkami, mydełkiem.
W przypływie emocji Czesie proponują nam śniadanko w ich wiosce - przyjmujemy zaproszenie.

Do zobaczenia jutro. Cześkowa rodzina znika w ciemnościach.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz