niedziela, 30 marca 2014

Etiopia cz.1

Tak, tak, tak.
Jeszcze raz Afryka

Niby mówiłem iż nigdy więcej - ale...

Zawsze (od dzieciństwa) marzyłem by zobaczyć wykute kościółki w Lalibeli, oraz dziunie które noszą dekielki od słoików w ustach.
A że jako marzenia należy w miarę możliwości realizować to trza mi było jeszcze raz pofatygować się na czarny ląd - trudno.

Na dzień dobry nasza ekipa miała być mocarna - trzon - czyli tradycyjnie John, Adi (człowiek przewlekle chory) no i moja marna osoba.

Wyjeżdżamy czwartego lutego.
Po dwóch tygodniach mają do nas dotrzeć pozostałe osoby - pięć sztuk - ale nie uprzedzajmy faktów.




Jedziemy...

Z Rybnika do Bogumina, tam czekamy na pociąg do Pragi
Z Pragi już samolocik, jako iż nienawidzę latać trzeba już odpowiednio wcześnie zacząć brać lekarstwa.


Obrazek


Pociąg bajka - czas szybko płynie (07 - zgłoś się), jesteśmy w przepięknej Pradze.
Autobusem na lotnisko


Obrazek

i jesteśmy
Odprawiamy się, małe zakupy na bezcłówce (Lecimy do Istambułu - tam poprawimy z zakupami) no i nerwowo czekam na lot


Obrazek



Wsiadamy - ahoj przygodo...

Obrazek

Po odprawie dla chorowitych trzeba naprawdę dużo "lekarstw" zażyć



Obrazek


Czesi, jak to Czesi. Przy wsiadaniu do diabelskiej maszyny robią pierwsze szopki...
Przy wejściu wywołują Adiego do osobistej kontroli. Okazało się iż nasz Adi wiezie ze sobą kuchenkę benzynową (po czort mu kuchenka jak nie wiemy czy tam będzie woda? - no ale wiezie)
Kuchenka okazuje się naszym pierwszym problemem, ciekawscy Czesi chyba pierwszy raz widzą takie cudo - na dzień dobry mówią bomba!

Po 10-cio minutowych tłumaczeniach, przetrzepaniu doszczętnie plecaka Adiego, udaje się nam wejść na pokład. Ratuje nas to iż kuchenka nie była jeszcze użyta (nie pachniała paliwem).

Lecimy

Wiele nie pamiętam


W Istambule kupujemy troszkę efezów, po litrze danzkiej cytrynówki (poezja).
Można lecieć dalej.



Obrazek




Późną nocą - wczesnym rankiem jesteśmy w Addis
Taryfa wiezie nas do hotelu, niestety tam gdzie chcieliśmy nie ma miejsca. Z uwagi na późną (wczesną) godzinę decydujemy się na hotel zdecydowanie nie w naszym stylu (klima, śniadanie, ciepła woda, CENA)
Jutro znajdziemy cosik ciekawszego.

Rano, adrenalina jakoś nie pozwala spać.
Jemy śniadanko, jak w cenie to trza korzystać


Obrazek


Po śniadanku idziemy przed hotel złapać taryfę, szukamy czegoś w naszym stylu (czyt. tańszego).

Wszystkie przewodniki backpackerskie polecają poniższy Taitu Hotel

Obrazek

Obrazek

Ale czy ja wiem? (później parę razy jedliśmy - piliśmy w nim), ten hotel też jakoś nam nie leży, nie pasujemy w nim po prostu.
W hotelu podróżników moc - z całego świata. Nie piszę iż wszyscy ale większość (przynajmniej to co widzieliśmy) nosi markowe ciuchy globtroterów, wypasione nawigacje, mapy, plecaki sprzęt podróżniczy... my z naszymi dżinsami wyglądamy gorzej niż miejscowe Czesie.
Nie pasujemy tutaj

Nieopodal jest to.
Nasza nora malaryczna (parę razy byłem świadkiem jak w poszukiwaniu miejsca jakiś zbłąkany podróżnik który zawitał do "naszego" hotelu po niecałej minucie wychodził z niego z lekka mówiąc zdegustowany, mamrocząc pod nosem iż rozumie iż ciepłej wody nie ma ale żeby woda z rurki tylko kapała..., no i robactwo, brud i te "pokoje".

Nam się podobało

Hotel Baro


Obrazek

Cisza mało podróżników he,he,he. Ocieniona weranda na której nieliczni wieczorkami mogą wymienić swe doświadczenia i wznieść toast za przeżyty kolejny dzionek.
Fajnie


A to mój apartament.
Drzwi - trzeba co prawda wchodzić bokiem (jakieś wąskie czy cuś), z lewej ful wypas - szafa - co prawda już zamieszkana przez ładne czarne kilkucentymetrowe robaczki z wąsami.


Obrazek

Łazienka też niczego sobie co prawda "troszeczkę" wąska ale...


Obrazek


U kompanów podobnie, wszystkim się podoba.
Konsumujemy odrobinkę danzkiej

Obrazek

no i idziemy zdobywać stolycę



Obrazek

Obrazek

Obrazek




Widać iż na każdym kroku cosik się buduje



Obrazek

Obrazek






A to "domek" Czesi wprost na rogu jakiegoś większego skrzyżowania.


Obrazek



Łazimy, focimy, ale nie tak do końca bez celu.
Szukamy Czesia - samochodu (w Etiopii raczej niemożliwe jest wypożyczenie samochodu i podróżowanie na własną rękę - bez kierowcy) co by nas zawiózł tam gdzie my chcemy.
Niby biur z przewodnikami, samochodami mnóstwo. Ale jak mówimy dokąd chcemy jechać to nie, raczej nie, tam lepiej nie jechać nie ma po co...
To nas jeszcze umacnia w szukaniu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek




można i banana zakupić z taczki

Obrazek




można i trumnę taką kolorową sobie spatrzeć


Obrazek



Obrazek





Wymieniamy dolce na ichniejsze miśki
Jesteśmy teraz bogaci

Obrazek




idziemy coś przekąsić


Obrazek





Obrazek



Indżera
Znane mi to już z Ugandy, towarzyszyć nam będzie przez cały czas
Indżera to lokalne pieczywo - rodzaj chleba pieczonego z tutejszego zboża (trawy) tefu, ma kształt takiego większego podpłomyka - placka (min 50 cm średnicy), wygląda jak gąbka (i tak też smakuje).
Jak to jemy same to indżera kwaśna jest (zboże zostaje sfermentowane - stąd ta kwaskowatość). Ubodzy Czesie do teffu dodają różne zboża - pszenicę, kukurydzę, i wiele jeszcze innych rzeczy - wtedy indżera staje się ciemniejsza
Indżerę je się tutaj z wszystkim (dosłownie) z kurczakiem, jajecznicą, mięsem, zupą (jak zupa jest za rzadka to indżerę wrzuca się do miseczki z zupą następnie całość daje się na następny placek indżery)

Indżera służy przede wszystkim za sztućce
Czesie takowych nie używają i wszystko jedzą recami (ręką - oczywiście prawą - lewa jest nieczysta - lewą podmywa się...)

Indżerę przede wszystkim spożywa si ez różnorodnymi sosami zwane wet (niektóre bardzo pikantne)
Indżerę je się na śniadanie, obiad, kolację. Próbowałem ją wszędzie po kilka razy dziennie (Czesie jak cię polubią to dzielą się swoim jedzonkiem - czyt. dają ci co lepszy kawałek potrawy paluchami bezpośrednio do ust) - niestety
Indżera wygląda jak gąbka, szmata i tak też smakuje.

Nie pomagają żadne wety (z soczewicą, szpinakiem, grochem, mięsem - wołowiną, jagnięciną, kurczakiem i wszelkimi innymi cudami)
Co prawda może troszkę zasmakowała mi z kitfo (surowe mięso), ale to mięsko było wspaniałe - aczkolwiek później - no ale to dalsza historia...


Obrazek

Obrazek


Po "sutym" posiłku pełni optymizmu iż znajdziemy wreszcie Czesia z samochodem ruszamy dalej na poszukiwania.



cd.
Planujemy dojechać na wschód - do Gambeli, troszkę się tam pokrzątać, a później na południe, dalekie południe (zachodnia strona rzeki Omo - tam wycieczki nie jeżdżą)
Właśnie z tamtymi stronami są kłopoty.
Nikt nie chce tam jechać - rzekomo wojna. Czesie z plemienia Surma tłuką się z Czesiami z plemienia Nyangatom

Wpadamy na genialny pomysł, na razie nic nie będziemy mówić iż docelowo chcemy do Surmów jechać.
Mówimy tylko o Gambeli.


Obrazek

Pomysł okazuję się strzałem w 10.
Dość szybko znajdujemy przewoźnika. Wynajmujemy nissana patrol na 20 dni, dodatkowo zaliczkujemy i rezerwujemy samochód dla dalszej ekipy która ma dojechać za 10 dni.
Załatwiamy im samochód wraz z przewodnikiem który ma ich odebrać z lotniska - wszystko perfekcyjnie dograne, Czesio przewodnik ma kartkę z nazwiskiem człowieka który przyleci po 10 dniach i prosto z lotniska mają jechać do Sodo (odpadnie im koszt nocowania, szukania hotelu - co nas co nieco niestety kosztowało).
Po prostu mają wszystko załatwione jak w biurze podróży.

Z kierowcą umawiamy się na jurto wcześnie rano. Dokupujemy jeszcze dwa dodatkowe koła, kilka kanistrów aby zabrać dodatkowe paliwo. Czesio-szofer śmieje się iż to niepotrzebne, biedaczysko nie wie co go jeszcze czeka!

Po obgadaniu wszystkich spraw idziemy się co nieco posilić.


Obrazek




Pierwsza niespodzianka.
Adrian zostaje okradziony - kilkaset dolców zmieniło szybko właściciela.
Trzeba się bardziej pilnować!!!



Obrazek


Co przyniesie jutro???

Rano wstajemy skoro świt
Czesio-szofer jest punktualny (to niesamowite, nieafrykańskie)
jedziemy na stację dotankować paliwa, nasz Czesio uśmiecha się pod nosem cosik mamrocze w amharic (język urzędowy w Etiopii), nic tam -biedaczysko



Obrazek



Dziś za zadanie postanowiliśmy dotrzeć do Bedele
Czy się uda?
W Bedele znajduje się jeden z kilku browarów etiopskich (notabene piwo o tej samej nazwie jest) także musimy tam dotrzeć

Obrazki z drogi



Obrazek

Obrazek





Przy drodze siedzi Czesia z kawą. Oczywiście przystajemy


Obrazek


Wypijamy parę kaw. Czesie nie nadążają, zmieniają się


Obrazek





Kawa w amharsku to "buna" Parzenie kawy to cały ceremoniał ale na razie nie będę tego opisywał




Obrazek


Obrazek





Coś zaczyna się dziać na naszej drodze. Afryka

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek




Większe miasteczko.
Postanawiamy cosik przekąsić


Obrazek

Obrazek

tutaj jeszcze nasz "obiadzik" podają względnie zimny (ok. 20 stopni)




Po drodze mijamy jakieś targowisko.
Przystajemy na chwilkę


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Zwróćcie uwagę na piękne? tatuaże

Obrazek


Obrazek


Jedziemy dalej.
Przed Bedele łapiemy pierwszą gumę.
Fajnie

Obrazek

Obrazek


Do Badele docieramy po 12 godzinkach jazdy.
Troszeczkę jesteśmy "zmęczeni"

Idziemy cosik zjeść

Obrazek


Niestety, jedzonko już zimne nie jest.

Następny zonk.
John zorientował się iż na poprzednim przystanku jakiś Czesio "pożyczył" jego portfel
Janek jest wolniejszy od 400$, karty bankomatowej, dowodu osobistego, polskich kart telefonicznych.

Afrykanin John. Do Afryki zabiera dowód, karty bankomatowe, telefoniczne... po co?
Sam nie umie nam na to pytanie odpowiedzieć.
Robi się ciekawie.
Zaliczkowaliśmy 500$ na samochód ludziom którzy mają dotrzeć, Czesie pożyczyli już od nas przeszło 700$
Nieźle...
Trzeba przedsięwziąć pewne kroki...

Widoczek spod naszej norki w której mieszkamy
Centrum Badele



Obrazek





Rano wstaje nowy dzień, nowe możliwości - cel Gambela

Obrazek



Zaczyna robić się fajnie


Obrazek





Zaczynamy robić więcej fotek



Obrazek

Obrazek

Obrazek



Jak przy drodze widzimy Czesie-kawiarkę oczywiście przystajemy.


Obrazek


Kawa BUNA w Etiopii przepyszna jest
Tym bardziej z rana.
Rano są jeszcze w miarę czyste kubki.
Czesia ma tylko jedną miskę z wodą (na cały dzionek) w której myje kubki,
Jak ktosik jest wybredny to się raczej nie napije, my raczej do takowych nie należymy.


Jedziemy
Foty z drogi


Obrazek

Obrazek


Etiopia (Afryka) boryka się z problemem braku wody.
Aby było śmieszniej wioski Czesiów budowane są zawsze w jakimś większym lub mniejszym, ale zawsze w oddaleniu od rzeczki, strumienia, studni.
Chyba specjalnie po to aby za dużo nie mieli wolnego czasu i musieli chodzić po kilka razy do ujęcia wody (tak to sobie wymyśliłem).

Oczywiście noszenie baniaków nie przystoi męskiemu gatunku Czesiów.
Po wodę chadzają małe Czesie jak i Czesiowe

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Tutaj akurat Czesie noszą baniaczki na ramieniu, bo przeważnie to na głowie (będą foty późniejsze).
Wierzcie, ja miałem trudności wrzucić ten 30 litrowy baniaczek na ramię, a co dopiero iść z nim kilka - kilkanaście kilometrów w jakby nie było cieplutkim klimacie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek





Nareszcie cosik więcej niż tylko pawiany - gereza abisyńska
niby tego w zoo dużo lecz na wolności gatunek ten jest zagrożony wyginięciem


Obrazek

Obrazek





Adi nie bardzo zachęcony oglądaniem harc gerez kontempluje drugie śniadanie (jeszcze z Europy)



Obrazek







my harcujemy dalej



Obrazek

Obrazek





jedziemy dalej



Obrazek





Chyba w całej Afryce Czesie wypalają węgiel drzewny.
Na to potrzeba surowca



Obrazek




Konsumuję niedojedzone resztki drugiego śniadania


Obrazek






W większym "mieście" zatrzymujemy się na obiad


Obrazek



no i niezbyt dobry deser


Obrazek


Jedziemy dalej
Po drodze pola herbaciane



Obrazek

Obrazek




"Lipton" z bliska


Obrazek



Czesie zbierający herbatkę


Obrazek

Obrazek





Przystajemy na chwilkę


Obrazek

Obrazek

Obrazek





Towary chińskiego wszędzie pełno.
A i samych Czesi-Chińczyków też.
Tutaj budują drogę do Gambeli

Obrazek




Przed samą Gambelą pierwszy w Tej przygodzie checkpoint (punkt kontrolny). Oczywiście kategoryczny zakaz wyciągania nawet aparatów z torby.
Trzepią nas równo, sprawdzają wszystkie bagaże (jesteśmy już niedaleko Sudanu Południowego, a w Sudanie WOJNA).
Udaje się przejechać, (4 miesiące wcześniej kolega Janka na tym punkcie został..., nie przepuścili go i musiał czekać 3 dzionki zanim załapał jakiś transport powrotny do Addis).

Wieczorkiem docieramy do Gambeli (po 10 godzinach jazdy z Badele).
Znajdujemy jakiś hotel malaryczny



Obrazek



Załatwiamy wszelkie formalności z zakwaterowaniem, pozwoleniem na pobyt itp.

Oczywiście idziemy na kolację


Obrazek




Międzyczasie poznajemy byłego króla jakiegoś nuerskiego plemienia Sudanu Płd.


Obrazek

Obrazek



Idziemy rozejrzeć się po Gambeli...

Gambela

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek








Wieczorkiem, późnym wieczorkiem wracamy do hotelu i niespodzianka
Czekają na nas dwaj Czesie-bandziorki i mówią iż jesteśmy tutaj nielegalnie, mamy im natychmiast oddać paszporty???




Obrazek




Gambela - niby duże miasteczko lecz lotem błyskawicy rozeszło się iż trzech białasów chodzi sobie po mieście i robi fotki

Żadne tłumaczenie nie pomagają, grożą nam użyciem siły.
Jesteśmy zmęczeni, sytuacja absurdalna - nawet troszkę śmieszna, ale nawet nie mamy siły się śmiać.
Powtórka poprzedniej przygody...

Szukamy naszego przyjaciela - Czesia-króla, może on cosik zaradzi.

Czesio-król tłumaczy Czesiom-bandziorką iż wszystko ok. jesteśmy git ludkowie.
Troszkę łagodzi to sytuację, Czesie-bandziorki troszkę wyluzowują, mówią iż mamy dać im paszporty, oni to potwierdzą na pobliskim komisariacie policji i będzie git.

Naprawdę zaczyna nas to bawić.
Nie znamy gości i mamy dać im nasze paszporty??

Po godzinnej utarczce koło północy udajemy się wszyscy (trzech białasów, dwóch Czesiów-bandziorków, i Czesio-król) na komisariat.
Tam okazuje się iż policja nawet nie chce wejrzeć do naszych papierów.
Czesie-bandziory (okazują się naszym dawnym ORMO) zostają zbesztani przez Czesiów-policjantów za nadgorliwość i budzenie ich w środku nocy


W późnych godzinach wieczornych - wczesnych rannych wracamy do naszej norki malarycznej (czyt. hotelu), musimy się odstresować cieplutkim syropkiem na myszach.
Raniutko trzeba wstawać
Przygoda dopiero się zaczyna...


Wcześnie rano wstajemy, dziś mamy zamiar pojechać pod samą granicę z Sudanem Południowym.
Mamy zamiar odwiedzić jakąś wioskę sudańskich Nuerów.

Może być to "troszkę" uciążliwe z uwagi na aktualną wojnę w Sudanie (uchodźcy, wojsko, Czesie-bandziorki, itp.), ale nic tam Baśka - wojenka to męska rzecz - Jedziemy



Obrazek



Po drodze pierwsza niespodzianka!
Spotykamy lud wędrownych nomadów - zwani Tuaregowie z Sudanu (pierwotnie z Nigerii)
FELATA


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek





Jedna kobieta - trzech mężów.
Fajnie??

Czesie Felata praktycznie nie mają domu, dobytku... Mają to co niosą w rękach - dziecko, kij, tykwa...
Fajnie???




Jedziemy dalej.
Na drodze coraz więcej monkey


Obrazek






Docieramy do wioski.
Pertraktujemy z wodzem możliwość "zwiedzenia" wioski.
Po dłuższych negocjacjach, wódz przyprowadza jedną z swoich żon i z nią możemy pochodzić, pobyć w wiosce.

Chatka wodza - zresztą najbogatsza:


Obrazek

Obrazek

Obrazek


Żonka - przewodnicząca koła gospodyń:


Obrazek



Tutaj żonka w młynie. Mieli kukurydzę (jakiś gatunek albinoski kukurydzy).



Obrazek

Obrazek

Obrazek




Po wstępnym "mieleniu" mielenie na miałko

Obrazek


A później do kuchni i mamy placek


Obrazek

Obrazek




Kuchnia, klepisko w chacie i w wokół chaty to odchody krowie zmieszane z ziemią.
Później będzie załącznik z wykonania tokowej sztukaterii
Notabene genialny materiał. Po wyschnięciu daje idealną powłokę niczym tafla szklana.
Super łatwe w utrzymaniu czystości, łatwe w monitorowaniu przenikających do chatki węży i innych istotek pełzających.
Super.


Im dalej tym ciekawiej...


Krzątamy się po wiosce

Obrazek



oglądamy codzienne życie Czesi-Nuerów

Czesia wyplata liny:


Obrazek


Czesia na zmywaku:

Obrazek



mały Czesio przy obiedzie

Obrazek

Obrazek




Wioska jest bardzo rozległa, duża. Mieszka w niej kilkadziesiąt nuerskich rodzin.
Rodziny zgrupowane są w grupach po kilka - kilkanaście chat. W pośrodku chat danej rodziny znajduje się "święte" miejsce, dookoła którego spotyka się starszyzna omawiając ważne dla danej rodziny sprawy

Obrazek


Czesi (facetów) w wiosce praktycznie nie ma.
Wypasają bydło.
W wiosce są same kobiety, dzieci, starsi...

Obrazek

Obrazek





Nieodłączne muszki, Muchy, MUSZYSKA



Obrazek

Obrazek


Trafiamy do kościółka
Czesiowe wykonują dla nas próbę huru, nie pozwalają tutaj zbytnio na foty

Obrazek

Obrazek




Pora obiadowa, idziemy na obiad


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek







Obrazek




Chaty , a dokładnie zwieńczenia dachów mają dwa rodzaje wykończenia
W jednego rodzaju chatkach mieszkają Czesie


Obrazek



W drugich - Cześkowe

Obrazek

Obrazek



Cały czas dookoła nas kręcą się ciekawscy mali Cześki

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Codzienne życie w wiosce Nuerów w Ytang


Obrazek

Obrazek

Obrazek



Do kobiecych (oraz dzieci) obowiązków należy przede wszystkim zapewnienie domostwu zapasu wody


Obrazek

Obrazek



Obrazek



Jako iż niniejsze Czesie to lud pasterski, także krówki trzeba wydoić

Obrazek

Obrazek

Obrazek




Dzieci (małe Czesie) łączą ciągle zabawę z pracą (pracę z zabawą??)
Od małego należy do nich wychowywanie młodszego rodzeństwa, pomoc mamie przy obejściu...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek






muchy, muchy, muchy....


Obrazek

Obrazek

Obrazek



Odchody krówek są wszystkie wykorzystywane: budowa domów, podłóg, kuchni, znakomita rozpałka itp

Obrazek


Obrazek

Obrazek




Jedziemy na pobliskie targowisko
Po drodze mijamy Cześków wracających z wypasu krówek - nie było ich w domach ładnych parę dni

Obrazek



Parę kilometrów dalej - sielski krajobraz


Obrazek


Mieszkając przy rzece - same plusy
można zrobić pranie, skorzystać z toalety, umyć naczynia po obiedzie, upolować obiad...


Obrazek

Obrazek




Tuż za rzeczką - niedaleko jeszcze jedno plemię etiopskie i zaraz po nim granica z Sudanem Połódniowym.
Nawet zastanawiamy się czy aby nie przeprawić się na drugą stronę, lecz z uwagi na dość późną godzinę - odpuszczamy

Obrazek

Obrazek

Obrazek





Nad rzeką znajduje się targowisko - niestety dziś nie dzień targowy a i już późna godzina także sprzedawców jak i kupujących niewiele

Obrazek

Obrazek




całkiem świeże rybki - rarytas


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



"Świeże" nóżki, flaczki wołowe - także danie nie do pogardzenia


Obrazek

Obrazek




suszone rybki

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Palce lizać

Obrazek



Nie, to nie to co myślicie to tytoń do fajek


Obrazek



a i sama fajka


Obrazek


Na targu poznaję Czesia który widząc nasze WIELKIE odwodnienie proponuje nam niezły napitek.
Oczywiście zgadzamy się - dobrego trunku nigdy za wiele...



Obrazek



Idziemy z Czesiem do jego wioski.

Obrazek



Niestety, Czesio mówi iż jego kumple no nerwowi goście nie możemy pstrykać fotów. (Bliskość Sudanu daje o sobie znać).
Nie byłbym sobą gdybym cosik nie pstryknął (cicha migawka to potęga...), idąc focę z brzuszka, niestety dużo zdjęć nie powychodziło, ale co nieco zobaczycie...

Wioska Czesi (Nuerów) bimbrowników


Obrazek

Obrazek

Obrazek




Kluczymy pomiędzy chatkami.
Troszkę adrenalina skacze w górę, idziemy sami (dookoła nas pełno naćpanych Czesiów).
Nasz Czesio-szofer odradzał nam konsumpcję trunków, stwierdził iż jesteśmy "wery krejzi muzungu" i pozostawił nas samych
Ano nic - brniemy dalej



Obrazek



Docieramy na miejsce
Czesiowe-bimbrownice przepalają sorgo
Bimberek pędzi się właśnie z sorgo.



Obrazek



Siadamy.
Czesie dziwią się iż chcemy się z nimi napić.
Mało tutaj białych, a na pewno nikt z nich nie pił nigdy z nimi ichniejszego bimberku.



Obrazek

Obrazek




Dobrze iż w plecaku mamy swoje kubki.
Na bimberek Czesie mówią Kon.
Smakuje jak ocet.
Mocy to ma może z 2%
Taka mętna woda - tzn ocet. Wypijamy po dwa kubki aby zacieśnić przyjaźń białasów z Czesiami.




Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Dyskutujemy z Czesiami na temat topnienia lodowców i wpływów tego zjawiska na zmianę klimatu na świecie i tego typu tematy...
Kombinujemy jak się po angielsku wycofać z tego przyjęcia - podejrzewamy iż może to być nieco trudne.

Znów nadchodzi cudowne ocalenie.
Do chatki przychodzi Czesio-policjant
Przejeżdżając niedaleko doszły do niego słuchy iż trzech białasów wybrało się na melinę.
Z początku nie wierzył, ale ciekawość zwyciężyła i przyszedł sam zobaczyć trzech świrusów.


Obrazek



Stawiamy mu po kolejce po czym już z obstawą opuszczamy wioskę.


Obrazek





Podwozimy naszego Czesia-przewodnika troszeczkę.
W samochodzie dezynfekujemy się już normalnymi środkami.
Na pohybel amebie - na zdrowie!!


Obrazek


Wracamy do Gambeli
Focimy w drodze powrotnej


Obrazek



Mijamy płonący busz


Obrazek

Obrazek





Pasterze uciekają przed ogniem ze swoimi skarbami


Obrazek

Obrazek



Johny twierdzi iż przy samym ogniu wyjdą fajne zdjęcia - ma chłop fantazję - przed ogniem uciekają nie tylko Czesie i krowy, również i wszelakie zwierzątka pełzające, turlające...
Nic to, Johny się uparł i koniec
Obserwujemy jego poczynania, każdy życzy mu iż by go nic nie pogryzło (daleko do doktora) najlepiej żeby coś go zeżarło - nie ma ciała nie ma kłopotu.


Obrazek

Obrazek





Czesie-pasterze znów mówią o białasach wariaci - mają rację?!


Obrazek





Czaple, kanie i inne ptactwo ma istny szwedzki (afrykański) stół.
Żeruje przy samym ogniu, wyłapując co smaczniejsze kąski uciekające przed żywiołem.


Obrazek




Przed Gambelą znajduję się wyróżniająca się nad buszem górka (ok 650mnpm.), na górce znajduje się kościółek i niezły punkt widokowy.
Zakupujemy jakieś lekarstwo i postanawiamy się na to cuś wdrapać
Kościółek (czyt. murowana szopka) zamknięty ale widoczki na całą metropolię GAMBELA
Niestety z powodu gorąca (ok. 45 stopni) za daleko nie widać.



Obrazek

Obrazek

Obrazek


Dużo gorąca, tworzą się "tornada" z trąbami włącznie


Obrazek

Obrazek



Schodzimy.
Na przedmieściach nad rzeczką wypijamy parę przepysznych kaw
Kawa = BUNA


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek




Zamawiam między innymi kawę z masłem orzechowym.
Przepyszna?
Może i byłaby dobra ale wściekle słodka - raczej nie moje klimaty - Johny pochłania wszystko


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek




Po kawie wieczorna toaleta


Obrazek



i do domku (norki malarycznej)

Obrazek



Jemy kolację

Obrazek














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz