Wracamy.
Jedziemy w stronę stolicy
Przystanek - Arba Minch
Jak Arba Minch, to nie możemy pominąć parku Nechisar.
Wynajmujemy łódkę z Czesiem-sternikiem i płyniemy na polowanie...
Jest troszkę orłów, marabutów, korkodyli i hipci
Podsumowując
Jeżeli ktoś wybiera się na safari, bezkrwawe łowy itp. to odradzam Etiopię, a na pewno National Park - Nechisar.
Jedzcie gdzieś dalej (np. Uganda?)
Z dzisiejszej wycieczki nie byliśmy zbytnio zadowoleni.
Przedostatni dzionek Jasia w Abisynii.
Mamy spory zapas benzynki i dajemy troszkę czadu. Rzeźnia
Cały czas przekonuję Adriana o pozostaniu w Etiopii. Jeszcze tyle do zobaczenia.
Rano budzą nas piękne widoczki
W rzeźni uczestniczył nasz Czesio-szofer.
Dziś nie można go reanimować - zgon.
Czas nas goni.
Nic tam Baśka - wojenka męska rzecz. Pakujemy zwłoki naszego Czesia do samochodu, wsiadam za kierownicę. Jedziemy do stolicy
Droga taka sobie. Widoczki przednie
Czesie dziwują się widząc białasa za kółkiem.
Wieczorkiem dojeżdżamy do Addis.
Pogoda rozpacza na wieść o odjeździe Johnego.
Jedziemy na lotnisko przebukować bilet.
Hurra, Adi zostaje. Będzie dużo łatwiej a i duuużo taniej.
Jedziemy do hotelu, przed tym jeszcze odwozimy zwłoki Czesia.
Janek odlatuje w nocy, my zamieniamy nasz samochodzik na mniejszą grand vitarę - negocjując dużo ciekawszą cenę.
Przed wylotem Johnego żegnamy go jak na Turystów prsystało.
Nie pamiętam jak go pakowaliśmy do taryfy. Janek też nic nie wiedział jak opuszcza czarny ląd.
Niestety to było jego ostatnie pożegnanie czarnej (czy też może czerwonej) afrykańskiej ziemi. No ale huczne!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz