piątek, 24 listopada 2017

Birma 3 2017


Następnego dnia jedziemy na wschód Birmy


Po drodze zatrzymujemy się przy ciekawszych, okazalszych świątyniach





Wielkość posągów Buddy powala...







Wstaliśmy wcześnie więc czas na śniadanio-obiad


 


Żarełko przednie...
Taniocha
Zamawiamy wszystko z pierwszej karty, oczywiście nie wiedząc co  Z Czesiami zero kontaktu w englisz
Jedna potrawo zupełnie nie przypada nam wszystkim do gustu (ta poniżej wyglądająca jak makaron)
jak się później (kilka piw) okazuje są to oskubane nogi kacze.
może to i by było dobre jak by było podane na ciepło, ale w formie zimnej sałatki nawet mnóstwo chili nie pomaga by zjeść to do końca...



Dojeżdżamy do celu
 Kyaikhtiyo



Tutaj wsiadamy na ciężarówki które wywożą nas na góę




Czesie oczywiście ku naszej uciesze ścigają się na zakrętach
Jest wesoło...





Dalszą drogę można przejść lub dać się ponieść na lektykach



No i jest


Kyaiktiyo 
Jedno z najświętszych miejsc Birmańczyków. 
Znajduje się tutaj świątynia, do której przynajmniej raz w życiu każdy mieszkaniec kraju chce odbyć pielgrzymkę. 
Kyaiktiyo Paya - Golden Rock, to pagoda wybudowana na ogromnym granitowym kamieniu. 
Głaz ten ułożony jest na skale na wysokości 1100 m n.p.m. (na Górze Kyaiktiyo), tak że wydaje się przeczyć zasadom grawitacji. 
Według legendy kamień ten utrzymuje się w takiej pozycji tylko dzięki temu, że znajduje się pod nim idealnie ułożony włos Buddy. 













Jedynie mężczyźni mogą dotykać Złoty Kamień, kobiety mogą tylko patrzeć i zazdrościć.



Dookoła pełno fast foodów




no nie można tym się zbytnio najeść ale zaspokajamy pierwsze potrzeby




jedziemy z powrotem



wracamy już po zmroku no i idziemy cosik wciągnąć





Następnego dnia jedziemy w kierunku północnym
także dużo w trasie
jedziemy i popijamy sobie podziwiając widoczki




Służby drogowe i ich ręczne robótki
Po co maszyny?  jak są Czesie, mnóstwo Czesi
Układanie podsypki pod asfalt



stajemy gdzieś na popas


no i zdjęcie do albumu




służb drogowych i ich robótek ciąg dalszy



tutaj już profesja
lanie asfaltu


jesteśmy


Kalaw
Znajdujemy nocleg
Chcemy załapać się na jakiś treking po okolicznych wioskach, nasz hotel proponuje takowy, negocjujemy ceny i wstępnie się godzimy.
Idziemy na miasto cosik zjeść.
Na mieście ceny nawet bez negocjacji są o wiele wiele niższe za 1/4 kwoty hotelowej wykupujemy trzydniowy trek aż do jeziora  Inle

Przepakowujemy się  i idziemy




Wyprawę zaczynamy od zabytkowej stacyjki



wchodzimy na szlak








może nie tak ciężko ale "cieplutko" i to bardzo
temperatura powyżej 40 stopni...



Mijamy szereg okolicznych wiosek przypatrując się codziennym życiu Czesi
Mam dużo batonów do rozdania także dzieci idą do nas jak w dym...





Co jakiś czas mijamy pagodę







mijamy pola uprawne chili
mnóstwo chili




nie tylko Czesie dziwią się na widok białasów





Jest właśnie pora żniw




Tutaj Czesie suszą zbiory



 


 



Wieczorem docieramy do wioski w której zanocujemy
Będziemy spać u miłych Czesi zaraz pod ołtarzykiem Buddy



Czesie przygotowują dla nas kolację
W wiosce oczywiście brak prądu co nam nie przeszkadza w imprezowaniu...




Rano, bardzo wcześnie rano (4.00) budzę się czując poszturchiwania Czesia-Gospodarza.
Czesio próbuje poprzez moje posłanie dopchać się do ołtarzyka i wymienić w nim miseczki z wodą, gotowanym ryżem i innymi produktami spożywczymi przeznaczonymi dla duchów tego domu.



Rano wciągamy coś na szybko
Zimno jak diabli - około 10 stopni (porównując 45 stopni w południe - masakra), bieżemy prysznic prosto ze studni i idziemy dalej.


Szybko klimacik się ociepla
Czesie poją i kapią krówki - zażywamy i my kąpieli 










W jakiejś wsi robimy zakupy
Przeżyjemy






Zmęczenie daje się we znaki wszystkim...








Docieramy do miejsca dzisiejszego noclegu
Dziś nocujemy w klasztorze
Bajka




W klasztorze młodzi adepci mnichów wykonują wszelakie prace
Podglądamy, patrzymy, odpoczywamy...



 Nasze spanko



Bezpośrednio w klasztorze.
Otoczeni jesteśmy tylko szmatkami powieszonymi na sznurku


W klasztorze trwa codzienne życie
Jedni sprzątają, drudzy przygotowują posiłek.





Późno wieczorem otaczają nas śpiewy mnichów.


Wraz z śpiewami otoczyły mnie jakieś bdźiągwy  birmańskie (pchły, pluskwy i inne takowe)
Całego mnie w nocy pogryzły
Bajka
Rano po śniadanku przygotowanym przez małych mnichów idziemy dalej





 Schodzimy już z gór i kierujemy się nad jeziorko






No i batony się wreszcie skończyły, zostały tylko balony
Małe Czesie też są zadowolone






Im bliżej jeziora tym więcej wiosek
Żyzna ziemia pozwala na uprawę ryżu a to pociąga za sobą ludzi
Jak widać jeziorko obfituję w przywne zwierzątka
 


 






Ostatnie przejścia przez birmańską dżunglę


To nie bruk, aczkolwiek wygląda bajkowo
To spękana glina
Dawno nie padało









Sa i inne zwierzątka



Przechodzimy przez dżunglę bambusową




Wchodzimy do dżungli bananowej





Tutaj mnóstwo niebezpiecznych grzechotników bananowych ponoć żyje
Niestety (albo stety) nie mam takowego na obrazku
 





Z dżungli trafiamy na pola ryżowe
W birmie podstawowym składnikiem każdego dania jest ryż, roczne spożycie ryżu wynosi około 200 kg na głowę - od rana do wieczora - RYŻ







nie łatwo przejść te pola
co chwilę zapadamy się po pas w błotku
BAJKA







Wreszcie docieramy do drogi i do wsi z której popłyniemy na jeziorko







Znajdujemy jakąś knajpkę
Piwko
Należy się
Zrobiliśmy ponad 70 kilometrów w trzy dni i upale przekraczającym 40 stopni
Uffff...

 


Wciągamy też co nico
a i jest też deser



Papai tutaj dostatek





Płyniemy kanałami do jeziora





dookoła toczy się normalne rolnicze życie
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz