niedziela, 26 lipca 2015

Maroko 3

Kończymy nasz pobyt w Fezie

Szybkie śniadanko




 i jedziemy dalej




Opuszczamy Fez
Kierujemy się na południe

Po drodze mijamy "troszkę" miejscowych zwierzątek





Droga bardzo ciekawa, taką lubię, a i rodzinka się przyzwyczaja




W miasteczkach mijanych toczy się codzienne życie





Zbaczamy co nieco z naszej trasy aby odwiedzić pobliskie górnicze miasteczko
Wydobywa się tutaj minerały




Zarąbista sprawa.   Kamień a w środku CUDA



Jedziemy w stronę pustyni.
Mijamy okoliczne miasteczka









Krajobraz zmienia się
Widzimy gliniane kasby
Fajnie



Na drodze ruchu brak
(to nie zachodnia strona Maroka)
BAJKA




Ni i nasze boćki



Pustynia a tu tunel

 W środku tunelu zonk
Trza mieć szczęście - ruchu brak a w tunelu jakiś Czesio!
Muszę niestety wycofać się nasz misio jest niestety mniejszy




Krajobrazy bajkowe






Docieramy do dzisiejszej noclegowni


Oczywiście żonka "troszkę" spłoszona
Na kampingu stoi tylko nasz namiocik
Kamping posiada basen, na którym jest tysiące Czesi. Woda w basenie przypomina żurek z skwarkami, mam obawy by do niej wchodzić.
Wysyłamy dzieci.
Po powrocie mówią iż zimna jak diabli (basen znajduje się w niecce przez którą przepływa jakaś rzeczka - ściek)
Obserwujemy czy u naszych pociech będą jakieś zmiany skórne





Wita nas Czesio-Ahmed
Zarąbisty gość.
Przynosi nam pod namiot dywanik, raczy nas mnóstwem opowieści...


W oddali widać zniszczoną opuszczoną kasbę


Pytam Czesia czy można by ją zobaczyć
Odpowiada iż nie ma sprawy, ale żeby było bezpieczniej pójdzie z nami jego bracik - on na kampingu prowadzi sklep i nie ma zbytnio czasu.

Idziemy



Jesteśmy w ogromnej oazie
Trasa prowadzi wzdłuż kanału (kanał ten zasila nasz kempingowy basen)
Kanał nawadnia okoliczne poletka, gdzie Czesie uprawiają byle co...



Nasz Czesio-przewodnik ogromnie ciekawie opowiada o tutejszych uprawach






 

Jesteśmy u progów opuszczonego miasta
BAJKA






Chodzimy po uliczkach, dachach wymarłego lub raczej opuszczonego  miasta



Co niektóre pomieszczenia można jeszcze poznać - jak meczety, kuchnie, chlewy...












miasto było na górze skąd rozlega się bajeczny widoczek


 Jest troszkę wysoko






Idziemy do domu
wracamy



 


Czesio zaprosił nas do swego domku na kolację.
Zmierzcha, koniec ramadanu.
Można jeść.
Nie wypada mi robić w ich domku zdjęć więc nie zobaczucie jak nas Czesie ugościli


 

 Tutaj idziemy już nowoczesną kasbą do domku Czesia
W domku Czekała na nas obfita, no i zarąbista kolacyjka - chyba najlepsze potrawy to jedliśmy właśnie tam...
Spędzamy mile czas dobrze po północy Czesio-Ahmed daje nam dyskretne znaki aby opuściliśmy mieszkanko. Nie żeby nas wyganiali. Ojciec Czesia chciał abyśmy jeszcze zostali, pokonwersowali o polityce...
Ahmed jednak chciał się ju z wyrwać z pieczy rodziców i zaprasza nas do swego sklepu...
 

 W sklepiku przy marokańskich herbatkach i sziszach spędzamy mile czas do wczesnych godzin rannych.



Do Czesia-Ahmeda przychodzą koledzy. Mają rzekomo swój zespół i koncertują min po europie.
Może i tak.
Przyłączamy się i wśród muzyki marokańskiej oraz góralu czy ci nie żal bawimy się do rana










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz